35 Tapes - Fabric Of Time

Tomasz Dudkowski

Założona w 2018 roku w Oslo grupa 35 Tapes podtrzymuje swój dwuletni cykl wydawniczy. W 2019 roku zaprezentowała debiutancki album „Lost & Found”, który cieszył się sporym uznaniem słuchaczy Małego Leksykonu Wielkich Zespołów. W 2021 roku powrócili z płytą „Home”, która spotkała się z nieco mniejszą atencją, ale także zaznaczyła swą obecność w małoleksykonowym podsumowaniu ulubionych płyt. Minęły kolejne dwa lata i oto do naszych rąk trafia wydawnictwo numer 3 sygnowane nazwą nawiązującą do budowy melotronu.

Pierwsze co rzuca się w oczy, to inna stylistyka okładki. Tym razem zabrakło kolorowych okręgów znanych z pierwszych dwóch płyt. Pozostało jedynie logo, a front okładki wypełnia zbliżenie szarej faktury obrazu, ściany czy też materiału, co dobrze ilustruje tytuł albumu – „Fabric Of Time”. Autorką grafiki jest Yvonne Fagervoll, prywatnie żona jednego z liderów grupy i zarazem producenta płyty, Mortena Lunda (śpiew, gitary, instrumenty klawiszowe). Drugim członkiem – założycielem zespołu jest Jarle Wangen (śpiew, gitary, bas). Zabrakło natomiast perkusisty Bjørna Stokkelanda, którego zastąpił Kai Lundewall, udzielający się także w chórkach. To nie koniec zmian personalnych, albowiem oficjalnymi członkami grupy zostali muzycy, którzy towarzyszyli trio podczas koncertów. Są nimi Jo Wang (instrumenty klawiszowe) i Andreas Eriksen (instrumenty perkusyjne i klawiszowe, perkusja). Zupełnie na marginesie - w czasie pisania tego tekstu inna norweska grupa, Dim Gray, przeszła podobną metamorfozę przeistaczając się z trio w kwintet.

Na przygotowanej do wydania (premiera – 13 października) przez wytwórnię Apollon Records płycie znajdujemy tym razem pięć utworów, które wypełnia winylowe (album ukaże się na tym nośniku, a także na płycie kompaktowej) 44 minuty.

Poprzednie dwa krążki były w całości napisane przez duet Lund – Wangen. W rozpoczynającym nowe wydawnictwo nagraniu „Whistle For The Wind” ta hegemonia została częściowo zburzona, gdyż słowa do muzyki autorstwa Lunda napisał nowy nabytek, czyli Kai Lundewall. On też stworzył teledysk do pieśni. Utwór rozpoczyna się pętlą basową oraz melodyjną gitarą, a potem dochodzi śpiew Mortena o orwellowskich archetypach, które przemierzają nasz współczesny świat, angażując się w daremną pogoń za uniwersalną sprawiedliwością i samozwańczymi prawdami.

Mamy tu wszystko, z czego słynie ta norweska grupa – cudowne partie gitar i wszelakich instrumentów klawiszowych od fortepianu przez syntezatory aż po obowiązkowy melotron. Bas Wangena cudownie eksploruje niskie tony a wszystko to otoczone jest spotęgowaną ilością brzmień bębnów i instrumentów perkusyjnych (dwóch bębniarzy to strzał w dziesiątkę!). Do tego dochodzi też charakterystyczny śpiew Lunda przypominający barwę głosu Andrew Latimera. W niektórych fragmentach wspomagają go swymi głosami Wangen i Lundewall. Mamy też obowiązkowe zmiany tempa i klimatu – od podniosłego refrenu po niezwykle frapujące wyciszenia.

Utwór “Crawling” został napisany przez całą piątkę muzyków. Zaczyna się lekko, z przestrzenną gitarą spowitą melotronowym tłem i basowym motywem, którym towarzyszą partie perkusji Lundewalla i Eriksena. Jest oczywiście miejsce na gitarową zagrywkę a’la Latimer i cudowne brzmienia klawiszy (mooga, Hammondów, melotronu), w tym przepiękny fragment fortepianowy, w którym słychać zafascynowanie twórczością Tony’ego Banksa. W tekście Lund porusza temat trudnych relacji, rozstania:

„Do you dream in colours? Do you dream in black and white?

All the world is summoned to the fight. They're calling out your name.

I'm feeling all but shame. While crawling up the wall. I hurt you with my pain, so silently.

I know the dark you cling to. And every sound you hate.

I wrote the songs you sing to. How do the words translate, disgrace.

Now you're calling angels. Cause it's time to play your game.

Feel you're coming off a little lame.

I'm crying out in vain. No time to go insane. I'm crawling down the wall I'm dreaming that the road to heaven's grey”.

Jako trzeci z głośników dobiega „Art Of Falling”. Kompozycja Lunda rozpoczyna się od jego śpiewu na misternym klawiszowym tle. Po nich otrzymujemy subtelną gitarową zagrywkę oraz nastrojowy podkład perkusyjny mogący kojarzyć się z Genesis z ostatniego okresu. I tu znajdziemy miejsce na ociekające niesamowitym pięknem partie solowe gitar i instrumentów klawiszowych, raz cudownie płynące, a po chwili nieco bardziej zadziorne (ale o wycieczkach w stronę hard rocka nie ma tu mowy) oraz wyśmienite linie basowe. Szczególne brawa za środkową część nagrania, gdzie mamy też do czynienia z prawdziwą magią pozostałych instrumentów.

Stronę B edycji winylowej rozpoczynają dźwięki fortepianu, które są preludium do bardzo melodyjnej partii gitarowej przechodzącej w nastrojowy motyw klawiszowy. To wstęp do nagrania „The Biggest Lie” autorstwa dwóch liderów, czyli Lunda i Wangena, zaśpiewanego tym razem przez tego drugiego. Trwa prawie 7 minut, co stanowi, że jest to najkrótszy utwór na płycie (!) naprawdę rozluźniającej muzyki, z wszystkimi atrybutami, z jakimi kojarzony jest zespół 35 Tapes.

Jednak to co najlepsze muzycy zostawili na koniec. Było najkrócej, a teraz jest zdecydowanie najbardziej rozbudowana kompozycja. „The Fabric Of Time” to ponad 13-minutowe nagranie autorstwa duetu Lund – Wangen, w którym każdy fan Norwegów znajdzie coś dla siebie. Jest nastrojowy początek w stylu wczesnego Genesis (duet gitarowo – fortepianowy plus śpiew Mortena), są fragmenty gdzie na pierwszy plan wysuwa się wiolonczela (zagrał na niej gościnnie Tov Ramstad), jest pełna paleta brzmień klawiszowych z obligatoryjnymi partiami melotronu i fortepianu. Znajdziemy tu też fantastycznie skonstruowane ścieżki rozbudowanej sekcji rytmicznej oraz niezwykłej urody gitarowe partie, które brzmią jakby Andy Latimer i Steve Hackett postanowili połączyć siły i tchnąć swoje wizje w palce Mortena. Najbardziej przykuwa uwagę część, w której odgrywa on wariacje na temat linii melodycznej refrenu. A jeśli już o nim mowa, to w końcowej części Lundowi towarzyszy Anneli Drecker, która wspaniale uzupełnia jego śpiew o ulotności czasu:

“Time closing in on a winter's day.

Minutes to hours, hours to days and weeks and years.

How do you cope falling down the stairs.

Wake up. I know you're sleeping hard. But now it's time.

Time to bother. A time to read between the lines.

Time travels fast. Time travels slow. This is the fabric of time. Now becomes then. Then becomes now. This is the fabric of time”.

 Ostatnie dwie minuty zabierają nas do innego świata, znów za pomocą pełnej niebywałej magii gry Ramstada na wiolonczeli. Towarzyszą mu dźwięki fortepianu, syntezatora, gitary akustycznej i basu, prowadząc nas do finału.

Muzyka jaką tworzy piątka muzyków z 35 Tapes nie jest odkrywcza. Panowie zabierają nas w świat sprzed pięciu dekad, głównie w rejony, w których poruszały się grupy Camel, Genesis czy też Pink Floyd, z dodatkiem młodszych o 10 lat brzmień takich artystów jak choćby Talk Talk. Niby nic nowego, ale kwintet Lund – Wangen – Wang – Eriksen – Lundewall, czerpiąc garściami z dokonań poprzedników, zasypuje nas przepięknymi dźwiękami, hołdując własnej zasadzie, że „nie liczy się ilość nut, grunt żeby były to te właściwe, nie stałe akordy, ale zmieniające się, płynące dźwięki, bez fałszywego wirtuozerstwa – tylko prawdziwy przekaz”. To rock progresywny w swoim najpiękniejszym wydaniu – snujący się, dostojny, pozwalający słuchaczowi odpłynąć w otoczeniu niezwykle starannie dopracowanych dźwięków.

Andy Latimer na razie musi odpocząć, choć mam nadzieję, że jeszcze powróci na scenę i do studia. Genesis czy Pink Floyd już nie istnieją, choć dzięki niektórym członkom nadal możemy obcować z ich starymi dokonaniami. Rozdział pod tytułem „Talk Talk” jest zdecydowanie i nieodwołalnie zamknięty. Należy się zatem cieszyć, że powstają takie płyty jak „Fabric Of Time”, które wyśmienicie przywołują ducha dawnych mistrzów, jednocześnie dodając własną wrażliwość i wrodzoną melancholijność. Bo mimo ewidentnych nawiązań do brytyjskich grup, muzykę cechuje charakterystyczny nordycki klimat. W moim odczuciu to najciekawsze dokonanie 35 Tapes, prawdziwa progresywna uczta, na którą serdecznie Państwa zapraszam. Polecam!

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok