HeKz może jest tajemniczą nazwą, ale muzycy, którzy się pod nią ukrywają są niebywałym magnesem, który skłonił mnie do odkrycia ich twórczości. Szczególnie nowego albumu - „Terra Nova”. Założycielem i liderem formacji jest wokalista, basista, klawiszowiec i kompozytor Matt Young. To artysta o nieograniczonych możliwościach i bezgranicznej fantazji. Z kolei Mark Bogert jest muzykiem, którego niezmiernie cenię za jego potencjał i talent, za każdy magiczny album, który malował dźwiękiem swojej gitary czy był on wydany pod szyldem Knight Area czy Magoria. Zawsze potrafił dokonywać niebywałych cudów wydobywając ze strun instrumentu kaskady brzmień i emocji. Podobnie jest z trzecim muzycznym „Magneto” - Adamem Holzmanem, który jest gościem na nowym albumie zespołu. Uwielbiam jego sposób gry i pasję. Nadaje utworom niepowtarzalnej pikanterii i blasku. Porusza się swobodnie na wielu płaszczyznach stylistycznych. Wystarczy spojrzeć na jego przebogatą dyskografię. Z kim to on nie grał? To bardzo długa lista, wystarczy wymienić takie nazwiska jak Miles Davis, Grover Washington, Jane Getter, Bob Belden, Lenny White czy Steven Wilson lub Nine Skies. Albumy solowe stanowią też niemałą część tej kolekcji. Nie wspomniałam jeszcze o pozostałych muzykach HeKz. Irina Markevich to prawdziwa „diva” skrzypiec, a Moyano el Buffalo - mistrz perkusyjnego szaleństwa.
Muzyczna podróż zespołu HeKz rozpoczęła się w 2005 roku. Został on założony przez Matta Younga jeszcze w szkolnych czasach i na przestrzeni lat line-up grupy ulegał wielu zmianom. Debiut płytowy nastąpił dopiero w 2012 w postaci albumu „Tabula Rasa”. Grupa funkcjonowała wtedy jako kwintet: Matt Young - bas i wokal, Tom Smith - gitara, Alistair Beveridge - gitara, Kirk Brandham - perkusja i James Messenger. W tym składzie nagrano w 2014 drugi krążek studyjny pt. „Caerus” (wystąpił na nim gościnnie wiolonczelista - Audrey Riley). Cztery lata później grupa wydała swój trzeci album - „Invicta” (2018). Kolejne zmiany personalne nastąpiły w marcu 2021 roku. Matt praktycznie zrobił gruntowną wymianę ekipy towarzyszących mu artystów i z nowym, opisanym we wstępie, składem przystąpił do pracy nad nową płytą.
„Terra Nova” to dwupłytowy album koncepcyjny, którego fabuła skupia się wokół problemów ambicji, poczucia godności, bezustannej walki o zachowanie tożsamości i osiągnięcie celu. To okruchy prawdziwego życia, istnienia w rzeczywistości, która potrafi być brutalna i bezlitosna. Album był nagrywany zdalnie od grudnia 2020 do czerwca 2022 roku. Ścieżki dźwiękowe zostały zarejestrowane w studiach należących do poszczególnych artystów, a całość została zmiksowana przez Matta Younga w Moleman Studios w Szkocji. Na albumie dominują skomplikowane aranżacje, dynamika i różnorodność form. Na każdym kroku wyczuwa się kreatywność zespołu i pełną inwencji ewolucję. Zdecydowane, wartkie linie wokalne, szaleńcze rytmy, pełne gracji gitary i rezolutne frazy perkusji i basu dają efekt trójwymiarowy, intensywny w swoim wymiarze i napromieniowany czarem pozytywnych wibracji.
Album otwiera tytułowy utwór „Terra Nova”. To rzecz eksplodująca energią i sensualizmem życia, która wymierza w nasze serca sztylet codzienności. Są jednak i inne wartości - szaleństwo bycia sobą, ekstaza chwil pachnących namiętnością i pasją poznawania tego, co nieodkryte. Szalone gitary rozrywają na strzępy magicznym intro. Wokal ubrany w smyczkowy ornament stanowi efektowny punkt zwrotny. Muzyka mknie niczym ogier wypuszczony na prerię. Sekcja rytmiczna podkreśla moc tego utworu.
Podobnie ekspresyjny jest kolejny kawałek - „Sabotage”. Linia wokalna rozpięta jest na monumentalnych orkiestracjach. Ewolucje gitar wbijają się w smyczkowe tła. Wyraziste bębny spajają się z wokalem.
W „Horizons” dominuje poetycki temat i fantastyczna gitara sir Bogerta. Sposób, w jaki śpiewa Matt może kojarzyć się z wokalem Iana Gillana. Bajeczny początek uformowany przez kaskadę werbli i bębny nadaje charakteru tej kompozycji. Jest tu prawdziwy ogień i wulkan energii.
„Mayday” tonie w purplowych klimatach, iskrzy kolorami, zamienia płomień w zimny powiew północnego wiatru, by za chwilę znów eksplodować jak tona dynamitu. Organy Hammonda, improwizacje, wyciszenia i rozrywająca ciszę eksplozja mocy to zarazem tajemnica i sedno tej kompozycji.
Nadchodzi czas na balladę – kompozycję „So Far Gone”: eteryczną i słodką, wspartą freskami fortepianu i satynowymi smyczkami. To piękno zamknięte w kryształowej szkatule czasu. Emocjonalny wokal Matta Younga, malarskość klawiszowych impresji Adama Holtzmana cudownie koi duszę. Pojawia się tu też Mark Bogert ze swoją wyszukaną solówką. Wszystko jest tu dopracowane i perfekcyjne. Mocny punkt programu tego albumu.
„The Tower” zabiera słuchacza w mroczną i dramatyczną dźwiękową przygodę. Bajeczny dźwięk skrzypiec roztapia mrok nocy. Irina Markevich jest mistrzynią nastroju. Matt snuje przedziwną opowieść, szept miesza się z rytmem generowanym przez Moyano el Buffalo. Gwałtowne riffy nadają opowieści zmysłowego blasku, który gładko przechodzi na fantazyjny utwór „Lifeline”. Jest on znakomitym zakończeniem pierwszego krążka.
Druga płyta zawiera cztery utwory. Otwiera ją dynamiczna kompozycja „Too Far Gone” - porywająca i rockowa, zanurzona w klimacie lat 70. Hammondy, klawiszowe improwizacje, świetnie brzmiące gitary i chwytliwy refren. Tak, ta część albumu bezsprzecznie pozostaje w głowie na bardzo długo.
„I Am The Thrall” rozpoczynają motoryczne rytmy, które nagle wyciszają się, by dać pierwszeństwo dźwięcznemu wokalowi w stylu Bruce’a Dickinsona. Głos Matta przeplata się z sekwencją gitary i skrzypiec. Podkreśla to dramatyzm i monumentalne brzmienie tej kompozycji.
Pora na danie główne. Kompozycja „The Silent Man” została stworzona z epickim rozmachem. Ta 24-minutowa suita łączy w sobie łagodną strefę melodyjnego rocka z metalem progresywnym w stylu Dream Theater czy Ajrena Lucassena. Soczysty wokal Matta, subtelne smyczki i gitarowe riffy owijają się miękko wokół rdzenia niebanalnych melodii. Klawisze prowadzą dialog z gitarą. Bas i perkusja stanowią genialną jedność. Zespół ambitnie połączył kontrastujące elementy w zgrabną całość, nie zatracając przy tym muzycznej tożsamości.
Na zakończenie, niczym klamra, pojawia się „Terra Nova II” , która brzmi jak ukojenie. Srebrzyste gitarowe pląsy, mozaika ułożona misternie przez eteryczne dotknięcia smyczka i klawiszowe impresje stanowią o mocy tej kompozycji. To jeden z najpiękniejszych utworów tego albumu, obok „The Silent Man” i „So Far Gone”.
Zespół HeKz ma na nowym albumie wiele do zaofiarowania swoim słuchaczom. Strona, w którą zmierza formacja Matta Younga, z pewnością zadowoli fanów. Nie ma tu komercji, eksperymentów czy pościgu za modą. Jest stary dobry rock w progresywnym ubranku, zaostrzony szczyptą metalu i przesympatycznym nawiązaniem do twórczości legend scen muzycznych. Mariaż przeszłości ze współczesnością.