Bardziej francuski niż Dom Perignon, fontanny Wersalu i Wieża Eiffla. Taki był zawsze Vivien Lalu. Perfekcyjny i szalony w swoich wizjach, głoszący swoją artystyczną niezależność i pasję, która jest niewyczerpanym źródłem muzycznych pomysłów. „The Fish Who Wanted To Be King” to jego czwarte solowe dzieło (po albumach: „Oniric Metal” z 2005, „Atomic Ark” z 2013 i „Paint The Sky” z 2022 roku). Album bardzo udany i lekki w formie, którego budulcem są piosenki - cegiełki pełne żaru i ulotnej magii. Barwne fajerwerki celebrujące życie.
Płyta aż błyszczy od nazwisk wspaniałych artystów, którzy wzięli udział w nagraniach. Mikrofon dzierży w swojej ręce Damian Wilson. Joop Walters gra na gitarze i basie, Jelly Cardarelli na perkusji, a Matt Daniel na keyboardach, fortepianie i organach Hammonda. To doświadczeni w bojach muzycy, doskonali w tym co robią. Już na poprzednim albumie była niesłychana chemia na linii Lalu - Wilson, Walters, Cardarelli. Matt Daniel został niedawno dodany do tego zacnego grona i sprawdził się doskonale.
Lalu umie zaczarować słuchacza soczystymi barwami swoich kompozycji. Przeplata symfoniczne frazy nowoczesnymi aranżacjami, romantyczne motywy - przebojowym rytmem. Jest jak krawiec, który zszywa ze sobą drogocenne materie różnej faktury. Damian Wilson tworzy świetne linie wokalne. Obdarzony jest silnym głosem o szerokiej skali i charakterystycznym tembrze. Kto był na jego koncercie, wie o czym mówię. Jelly Cardarelli fascynuje techniką. Dzięki jego oryginalnemu stylowi gry utwory wibrują tajemną mocą i rytmem. Joop Walters spełnia się zarówno jako doskonały gitarzysta, jak i muzyk, który tworzy potężny basowy fundament.
Premiera albumu „The Fish Who Wanted To Be King” miała miejsce 18 października tego roku. Album otwiera utwór „Forever Digital”. Mocny wokal Wilsona koresponduje z dynamiką instrumentów i powoduje, że muzyka rozkręca się z niebywałym szaleństwem. Każdy ma tu swoje przysłowiowe pięć minut, począwszy od brawurowej sekcji rytmicznej, poprzez efektowne klawisze i śpiewającą gitarę. Z pozoru jest to piosenka, lecz zbudowana jest według progresywnej receptury. Trzyma w niebywałym napięciu i ukazuje pełen charakteru i charyzmy styl kompozytorski Lalu. Teksty są autorstwa Damiana Wilsona.
Oznaczona indeksem 2 kompozycja tytułowa zaskakuje oryginalnością zmian. Słodka „przebojowość” zawieszona na stromej krawędzi „progu” nie jest niczym pionierskim, lecz urzeka swoim enigmatycznym czarem. Lalu ma bardzo nowoczesne podejście do rocka progresywnego. Lubi eksperymentować z brzmieniem, lecz jednocześnie trzyma się wytyczonego planu. W „The Fish Who Wanted To Be King” słuchać ogień piekielny. Może to wokal Mr. Wilsona, może sekcja rytmiczna, która porywa w swoje ramiona wszystko co żyje? Gitara płonie żywym ogniem jak wnętrze wulkanu. Kompozycja trwa prawie jedenaście minut i co chwila emanuje nowymi, zaskakującymi pomysłami.
„Deoxyribonucleic Acid” jest jeszcze bardziej szalony. Króluje tu rytm i melodia. Przypomina ogromną, rozkołysaną energią strukturę, coś na kształt żywej sieci pulsującej istnieniem, zawikłanej i niespokojnej.
„Is That London Number” chyba zawsze będzie mi się kojarzyć z Wilsonem tkwiącym w czerwonej budce telefonicznej z wideoclipu, jaki promował płytę. Czuje się tu ogromną inspirację „Roll The Bones” zespołu Rush, szczególnie w szeptanych do słuchawki sekwencjach stanowiących rodzaj zwrotki. Warto zagłębić się w ciekawą budowę tego utworu, odlotowe impresje wokalno- instrumentalne malujące obraz Londynu w godzinach szczytu. Lalu doskonale stopił motywy muzyczne z samplami i efektownym tłem.
„Amnesia 1916” rozpoczyna się jak soundtrack do kolejnej części „Blade Runnera”, by po chwili zaszokować dziarskim, zwariowanym rytmem i całkowitą zmianą nastroju. To długa kompozycja, trwająca aż czternaście minut. Lalu ponownie postawił na element zaskoczenia. Z chwili na chwilę utwór przechodzi istną rewolucję pod każdym względem. Ten muzyczny kameleon nie tylko zdumiewa nowymi barwami „dźwiękowej szaty”, jak i różnorodnością form ekspresji i dynamiki. Wielowarstwowość tego utworu zaznacza się już od fundamentu misternie zbudowanego przez klawisze, poprzez intensywnie pracującą sekcję rytmiczną, po wokal i koronkowe solówki gitary.
Fortepianowy motyw końcowy tego utworu przechodzi płynnie w improwizujący początek nagrania „A Reversal Of Fortune”. Trwa on niewiele ponad cztery minuty i z powodzeniem mógłby znaleźć się na niejednym albumie jazzowym. Potwierdza on szeroki wachlarz stylistycznych zainteresowań Lalu. Pianistyczna brawura, spontaniczność myśli twórczej, eteryczna aura wsiąkająca we wszystkie pokłady artystycznej świadomości ukazują jego potencjał kompozytorski w całej krasie. Nie ukrywam, że jest to dla mnie jedna z najbardziej efektownych kompozycji na płycie. I jedyna całkowicie instrumentalna.
Album zamyka sześciominutowy utwór „The Wondering Kind”. To kolejny muzyczny przekładaniec skrajnie odmiennych temp i emocji. Już do samego końca czeka nas podróż pełna niespodzianek, niczym przejazd kolejką w lunaparku, gdzie po każdym naciśnięciu hamulca, wagoniki rozpędzają się do nieprzytomności.
Taki jest właśnie Vivien Lalu - tajemniczy i nieprzewidywalny. Nie lubi dwukrotnie wchodzić do tej samej rzeki. Zawsze stara się uzmysłowić fanom, że nie mogą być pewni jakie dźwięki czekają na nich w następnej frazie. Przytoczę jego słowa: „Nigdy nie robię tego samego albumu dwa razy, nie mówiąc już o tej samej piosence...”.
To prawda. Zawsze jest inny i podając nam na tacy płytę z ‘lekkimi’ utworami chowa dwa asy w rękawie. Dlatego ten krążek wymaga skupienia, bo nie dostrzeżemy tego co najważniejsze. „Piękno jest skarbem ukrytym głęboko pod powierzchnią” - mawiali piraci zakopując złoto i kosztowności.
Mam nadzieję, że mistrz Lalu zaskoczy nas jeszcze jednym. W tym roku ma swoją jubileuszową trasę koncertową Damian Wilson, „One Knight Only”, z okazji 30-lecia swojej działalności artystycznej. Będzie mu towarzyszył Vivien i głęboko wierzę, że nie panowie nie ominą oni naszego kraju w czasie tej podróży… Oby tak było.