Z wytwórni Progressive Promotion Records dociera do nas nowe wydawnictwo nowego zespołu. Wprawdzie album „Why” to dla mnie murowany kandydat do miana ‘najlepszy debiut 2024 roku’, a Vlyes to całkowicie nowa nazwa na scenie progresywnej, ale czy to faktycznie nowicjusze?... Chyba nie można tego tak określić. Dlaczego? Vlyes to projekt, za którym stoi dwóch znanych niemieckich muzyków: Kay Söhl i Jens Lück. Lück znany jest jako ceniony producent oraz lider zespołu Single Celled Organism (polecam bardzo dobry, wydany w ubiegłym roku album „Event Horizon”), a także z muzycznego projektu wokalistki Isgaard. Nie tylko skomponował piosenki (razem z Kayem Söhlem) na płytę „Why”, ale także zagrał na niej na klawiszach, perkusji i udziela się w chórkach. Zaś Kay Söhl to współzałożyciel doskonale znanej niemieckiej grupy Sylvan. Odegrał kluczową rolę w kształtowaniu jej charakterystycznego brzmienia dzięki porywającej grze na gitarze na jej pierwszych siedmiu albumach. Opuścił on swój macierzysty zespół w 2007 roku i po kilkunastu latach muzycznej nieobecności na scenie zdecydował się na powrót pod szyldem Vlyes. Jest jeszcze trzeci człowiek w tym towarzystwie – wokalista Volker Oster. Jego głos jest trudny do jednoznacznego sklasyfikowania, bo bywa niesamowicie zmienny i doskonale oddaje różne nastroje. Przypomina trochę miks Geoffa Manna (Twelfth Night) i Kaia Marckwordta (Martigan), ale z pewnością wprawne ucho wyłapie więcej inspiracji, chociażby dlatego, że wokal Ostera jest bardzo wszechstronny i wielobarwny. I do tego brzmiący w sposób absolutnie dostojny i szlachetny. Goście, jak piosenkarka Isgaard (pojawia się na chwilę w jednym utworze) czy skrzypaczka Katja Flinsch i wiolonczelistka Annika Stolze, dodatkowo wzmacniają przekaz „Why”.
No, właśnie. O czym ta płyta opowiada? Tematycznie „Why” jest to albumem koncepcyjnym, którego lejtmotywem jest sprzeciw wobec smutnej egzystencji zwierząt w przemysłowej hodowli, od ich narodzin aż do śmierci, a nawet do momentu kiedy… pojawią się na talerzu w formie posiłku:
„Looking back – are you satisfied
You can’t change - it’s over
I took my way – your meal is served
Do you think about me?
Just why?”
Za tym tematem kryje się fundamentalne pytanie o ludzkie działania: dlaczego właściwie robimy to, co robimy? Dlaczego potrafimy być tak okrutni? Czy to wszystko ma sens? Czy zdajemy sobie sprawę w jakim kierunku podąża konsumpcyjny świat, w którym żyjemy i który sami kreujemy? I dlaczego to robimy? Why?...
Ale zostawmy te egzystencjonalne pytania na boku, bo niezależnie od poważnego tematu, muzycznie album „Why” broni się doskonale. Jest dziełem niezwykle klimatycznym, emocjonalnym i wciągającym. Szczerze mówiąc, charakterystyczne brzmienie gitary Söhla, jest po prostu magiczne, a nastrój budowany przez syntezatory obsługiwane przez Lücka jest mocno wciągający. Nie wspominając już o perkusji, która w brzmieniu Vlyes pełni prominentną rolę. Pod względem muzycznym płyta jest różnorodna, zawierająca ciche, melancholijne pasaże przeplatane dynamicznymi, na wskroś rockowymi, elementami, epicki rozmach sąsiaduje tu z minimalistycznym brzmieniem, nieskomplikowane linie wokalne prześcigają się z połamanymi rytmicznie strukturami, a niewinne dźwięki czarno-białych klawiszy fortepianu przeciwstawiane są bogatym aranżacyjnie orkiestracjom. Gitara Söhla nadaje płycie specyficzny akcent przypominający brzmienie grupy Sylvan (czy tak brzmiałby Sylvan AD 2024, gdyby za mikrofonem nie stał Marco Glühmann?), ale najwięcej jest tutaj podobieństw do Pink Floyd, RPWL czy ich protoplastów – zespołu Violet District. Są tu także chwile (i to długie!), które przywodzą na myśl solową twórczość basisty Pendragonu, Petera Gee.
„Why” to bardzo udana płyta, w której atmosferze naprawdę można, wręcz trzeba, zanurzyć się głęboko. Najgłębiej jak to tylko możliwe, gdyż tylko wtedy uda się dotrzeć do jej sedna, odkryć jej prawdziwe piękno i dać się ponieść magii cudownych wypełniających ją dźwięków. Najlepszym tego przykładem i ukoronowaniem misternego planu, jaki zespół Vlyes miał na tę płytę, jest kompozycja tytułowa (uwaga! To ponad 10 minut rewelacyjnie brzmiącej progresji!). Umieszczona pod sam koniec programu płyty (po niej mamy jeszcze tylko krótki temat „The Dubiousness”, który z muzycznego punktu widzenia pełni rolę swoistego wyciszenia po potężnym ładunku emocjonalnym, jaki niesie ze sobą utwór „Why”) stanowi jej fenomenalny finał, przy którym ciary pojawiają się na plecach, a ręce same składają się do oklasków. Zważywszy na to, że pojawia się ona bezpośrednio po przejmującej, łamiącej wręcz serce, absolutnie pięknej, ekstatycznej fortepianowo-orkiestrowej balladzie „The End”, mamy tu do czynienia z zakończeniem doprawdy fantastycznym. A przecież zanim do niego dotrzemy, Vlyes w dystyngowany sposób przeprowadzi nas przez magiczną krainę swoich urokliwych dźwięków – „I Can’t Get Out”, „I Need A Wise Friend”, „The Petition”, „Calm Down” czy oniryczny w swojej pierwszej, a porywająco dynamiczny w swojej drugiej części „The Abandon / Knowledge” – to prawdziwe kamienie milowe tego albumu. Polecam całość. Od pierwszej do 56. minuty. Całość ułożoną ze ściśle powiązanych ze sobą utworów, z których jedne wypływają z drugich, które tworzą oś narracyjną, na której w sposób linearny rozgrywa się akcja, którą z kolei ilustruje bardzo przystępna, progresywna muzyka. Polecam ją z całego serca wszystkim fanom melodyjnego, klimatycznego prog rocka.