Minął zaledwie rok od wydania poprzedniej płyty „Songs For The Future”, a zespół Laughing Stock powraca ze swoim szóstym albumem zatytułowanym „Shelter”. To nie pierwszy w dorobku tej norweskiej grupy koncept album (warto tu chociażby wspomnieć wydany w trakcie pandemii cieszący się ogromną popularnością dwuczęściowy cykl „Zero”). Shelter to organizacja, która obiecuje ludziom nowe, lepsze życie w zgodzie z naturą. Mami mozliwością funkcjonowania w społeczeństwie opartym na nieustającym szczęściu, miłości i pokoju. Shelter pomoże ci zapomnieć kim kiedyś byłeś, jak wyglądało Twoje życie, jak kiedyś ważni dla ciebie byli inni ludzie. Zamiast tego uruchomi machinerię, która powoli będzie miażdżyć twoje wspomnienia.
Trzeba podkreślić dbałość o każdy szczegół i ogromy wysiłek, jaki włożyli w swój nowy album panowie Håvard Enge (śpiew, instrumenty klawiszowe), Jan Erik Kirkevold Nilsen (śpiew i gitary) oraz Jan Mikael Sørensen (śpiew, gitary, bas, perkusja, instrumenty klawiszowe). Do współpracy nad „Shelter” zaprosili między innymi mistrza gitary Andersa Buaasa, flecistę Mortena Clasona (The Windmill) i trębacza Terje Johannesena. W epickim zakończeniu płyty w postaci utworu „The Flood” gościnnie śpiewa Tim Bowness, a jako bonus dołączono do programu albumu singlową edycję tej kompozycji, której nadano tytuł „Memories”. Aby w pełni wykorzystać potencjał tego projektu, członkowie Laughing Stock zlecili legendarnemu artyście Jamesowi Marshowi (w przeszłości specjalizował się w tworzeniu projektów okładek albumów grupy Talk Talk) stworzenie wspaniałej grafiki na okładkę oraz logo wyimaginowanej organizacji Shelter.
Program najnowszego albumu Laughing Stock wypełnia 9 muzycznych tematów (plus wspomniany singlowy bonus) utrzymanych, jak to zwykle bywa w przypadku tego zespołu, w bardzo melancholijnym, nostalgicznym, a chwilami wręcz mrocznym i tajemniczym nastroju. Doskonale współbrzmi to z tematyką płyty.
Już otwierający temat „A New Home” daje obraz tego, czego będziemy mogli się spodziewać przez następne trzy kwdranse, bo tyle nowej muzyki przygotowała grupa Laughing Stock. Od razu wiemy, że będzie to album ciężki, mroczny oraz depresyjny. A nade wszystko refleksyjny… Świadczy o tym kolejne nagranie, tytułowe „Shelter”, także mroczne, owiane woalem tajemniczości, oparte na subtelnych dźwiękach gitary akustycznej i szemrzących w tle smyczków z delikatnie, jakby niepewnie, zaśpiewaną linią melodyczną. Kolejny utwór to „Roots Go Deep”. Atmosfera robi się jeszcze bardziej tajemnicza, wyraziste gitarowe riffy potęgują rozpościerający się gęsty niczym mgła mroczny klimat, a soczysta gitarowa solówka podkreśla nastrój niepokoju i niepewności. A po niej następuje niespodziewane i długie wyciszenie rozświetlone partią fletu i delikatnych nut granych na syntezatorach. Czyżby cisza przed burzą, która i tak musi nastąpić?...
Indeksem 4 oznaczone jest na „Shelter” nagranie „In You”. Rozpoczyna się spokojnie, w tle budowany jest zwiewny klimat oparty na delikatnych smyczkach i dopiero w trzeciej minucie wchodzą sfuzowane gitary i powtarzana nerwowym głosem śpiewna fraza „Welcome to Shelter, I am your guiding light” przypomina o niepokoju związanym z oddaniem swego losu w ręce organizacji Shelter.
Jak to z reguły bywa, zespół Laughing Stock na swoich kolejnych wydawnictwach lubi zamieszczać coś na kształt interludium. Tak jest też i tym razem. W połowie płyty znajduje się trwający dwie i pół minuty instrumentalny temat „Waterfall”. To moment wyciszenia, zadumy i, w pewnym sensie, muzycznego odpoczynku. Fortepian, świergot ptaków, partia gitary z ładnie zagraną melodią… Nieomal muzyczna sielanka…
Ale zaraz potem sprawy znowu nabierają tempa. Ciężki jak walec drogowy wstęp do „Sticks And Stones” wyrywa nas z zadumy, by po chwili nastrój – niczym na sinusoidzie – zmienił się diametralnie i porwał nas w krainę onirycznych dźwięków naznaczoną pastelową partią gitary i sennego wokalu. Moment później pojawia jeden z najpiękniejszych fragmentów tego albumu w postaci utworu „Radio”. Ładna melodia, oszczędne instrumentarium z mocno wyeksponowaną przepiękną partią organów, intensywnie budowany klimat… Brzmi to bardzo ciekawie. No i na koniec wreszcie grand finale z gościnnym wokalnym udziałem Tima Bownessa (oraz z przepiękną partią trąbki w wykonaniu Terje Johannesona) - wspomniany już, ośmiominutowy (najdłuższy w tym zestawie!) finałowy i godny zakończenia „The Flood” – brzmiący niczym rozpaczliwe wołanie o pomoc. To niesamowicie mocny punkt programu nowej płyty Laughing Stock. Płyty, która nabiera blasku z każdym kolejnym przesłuchaniem…
Podsumowując, „Shelter” to pod każdym względem bardzo ambitny album, który z całą pewnością spodoba się wszystkim dotychczasowym sympatykom zespołu. Nowi słuchacze pewnie będą musieli przywyknąć do mrocznej atmosfery panującej na tej płycie i snującej się powoli muzycznej akcji, ale myślę, że warto podjąć wysiłek i wgryźć się w muzyczną zawartość płyty. W mojej prywatnej hierarchii stawiam ją zdecydowanie wyżej od zeszłorocznego krążka „Songs For The Future”, który najwyraźniej był na szczęście chyba tylko jednorazową wpadką na tle serii udanych płyt Laughing Stock. „Shelter” zdecydowanie zalicza się do tych najbardziej udanych.