Returned To The Earth - Stalagmite Steeple

Maciej Niemczak

Zespół Returned To The Earth po wydaniu genialnego albumu "Fall of the Watcher" w 2022 r. na krótko rzeczywiście powrócił na Ziemię, ale tylko po to, by po dopracowaniu materiału na kolejny album znów zabrać nas w niesamowitą podróż do swojego świata, w którym króluje piękno, bajkowy nastrój, refleksja i nieskazitelnie czyste uczucie błogostanu. Rzadko się zdarza, by po nagraniu kapitalnego materiału i zawieszeniu samemu sobie poprzeczki na niebotycznym poziomie, artysta poprawił swoje osiągnięcie i wydał (choć trudno w to uwierzyć) jeszcze lepszy album.

Robin Peachey, jego brat Steve oraz Paul Johnston dokonali tego. To niesamowite jak przez osiem lat zespół ewaluował, dążąc do absolutnego mistrzostwa i z każdą kolejną płytą udowadniał swoją wielkość Wiem, że nie minęła jeszcze połowa roku, ale ''Stalagmite Steeple'' urasta do miana kandydata na album 2024 roku. Nie piszę tego tylko dlatego, że od czasu ''Erebusa'' jestem zagorzałym miłośnikiem Returned To The Earth, ale mam pewność, iż najnowsze dzieło Anglików po prostu przypadnie do gustu wszystkim fanom bardzo melodyjnego prog rocka, którzy uwielbiają tak nastrojowe klimaty. Podobnie jak ''Fall of the Watcher", na nowej płycie znajduje się sześć utworów. Robin i Paul nieznacznie zmienili styl komponowania i aranżacji, aby w wyrafinowany sposób zaprezentować nam być może trochę bardziej mroczny nastrój, który odzwierciedla obecną kondycję ludzkości. Już same tytuły piosenek odzwierciedlają ten bolesny stan, ponieważ zarówno muzyka, jak i teksty podkreślają tragiczną stratę, jak i życzeniową wieczność.

Płytę otwiera kompozycja "Dark Morality" i stanowi tło całego wydawnictwa. Inspiracją do powstania utworu była autentyczna historia dwojga starszych ludzi (małżeństwa) podczas covidovego lockdownu. Niestety nie było tu happy endu i na tyle poruszyło to muzyków, że postanowili nagrać więcej niż jedną piosenkę na ten temat. Początek to bardzo klimatyczne intro, które po dwóch minutach przeradza się w bardzo przyjemną mieszankę nostalgicznej gitary, delikatnych klawiszy i subtelnej sekcji rytmicznej. Po następnych dwóch minutach słychać imponującą solówkę przechodzącą w niepokojące tony trwające już do końca. Duch wyłaniający się z wewnętrznego sanktuarium duszy czekał cierpliwie, aż żałobny fortepian obnaży surową prawdę o kruchości życia, blask pochodni basowej oświetlił drogę, a Robin miękko dobierajac swoje słowa zwiewnie lawirował między jasnością, a ciemną stroną.

Jest to przepiękne i poruszające otwarcie, po którym słyszymy melancholijny wstęp do kolejnego utworu - "The Final Time". To pięć minut tworzącego się muzycznego wszechświata z rozdzierającym serce niesamowitym pejzażem dźwiękowym. Smutna wiolonczela, dźwięczny fortepian i aksamitny głos Robina tworzą swoisty rodzaj mgły opadającej na ten ziemski padół. Pod koniec melodyjna gitara próbuje odnaleźć pozytywny aspekt przebycia bolesnej tułaczki po tej nieziemskiej krainie. Bardzo wzruszająca kompozycja.

Nie mniej przejmujący jest epicki, prawie 10-minutowy utwór tytułowy, który stanowi epicentrum tego niezwykle pięknego wydawnictwa. Nagranie to łączy w sobie bardziej symfoniczne i melodyjne brzmienia wzbogacone długimi fakturami instrumentalnymi, pokazującymi niebanalną technikę świetnych muzyków. Gitara oferuje znakomitą solówkę w środkowej części, aby następnie rozwinąć utwór o łagodniejszy i bardziej nastrojowy klimat.

Jest to wszystko tak urzekające, że nawet nie wiemy kiedy przechodzimy do utworu "Meaningless to Worth". Pokazuje on najbardziej ckliwą stronę Returned To The Earth. Nieco przytłumiony wokal Robina wnosi do utworu wyrafinowanie i subtelność, oferując nam przyjemny dreszczyk emocji. W końcówce migocząca gitara i zmieniająca tempo perkusja otulają słuchacza woalem utkanym z progresywnych nut. To ponad sześć minut refleksji i cudownych doznań muzycznych zafundowanych przez braci Peachey i Paula Johnsona…

"Die For Me" trwa ponad dziewięć minut i nie powstydziliby się jej Steven Wilson i Tim Bowness. Hipnotyczne intro klawiszowe przechodzi w bardziej progrockowe klimaty, by w końcu dopaść nas swoją niesamowitą melancholią. Cudowna gitara i ciekawe, bardzo głębokie linie basu dodają utworowi niesamowitego kolorytu, a głos Robina (zwłaszcza w refrenie) przyprawia o gęsią skórkę. To kolejna perełka w tej szkatule pełnej skarbów.

I dochodzimy teraz do "The Raging Sea", który puentuje wszystkie smaczki odkryte we wcześniejszych nagraniach. I jest to wyjątkowo udana mieszanka, która podkreśla piękno bijące od pierwszych tonów ''Dark Morality" aż po wysublimowane crescendo kończące "Die For Me". Utwór jest bardzo melodyjny i charakteryzuje się akustycznym brzmieniem, choć nie brak tu ''płaczącej'' gitary czy też wznoszących linii basu. Kompozycja łączy emocje i melancholię w długiej podróży, która trzyma w napięciu do samego końca. Spoglądając na ocean, w którym leży przeznaczenie ludzkości, przypływy i odpływy "wzburzonego morza" łączą ląd i morze, niebo i ziemię - ideał pokoju, do którego musimy powrócić.

"Stalagmite Steeple" to wyjątkowo piękny album windujący grupę Returned To The Earth na niebotyczny poziom. Nie ma tu żadnego słabego utworu, a 43 minuty i 11 sekund mija nie wiadomo jak i kiedy. To płyta z klasą, emanuje ona jakością i pokazuje wysoki poziom muzykalności jej twórców. Prezentuje łagodniejszą stronę muzyki progresywnej, przystępną dla słuchacza mimo długiego czasu trwania poszczególnych kompozycji. Tracklista jest naładowana emocjami od początku do końca, oferując dobrze skomponowane i wspaniale wykonane utwory z fantastycznym pomieszaniem partii śpiewanych i instrumentalnych. Album jest lekki, zwiewny i przestrzenny, starannie rozplanowany i pozwala wypełniającej go muzyce oddychać, pulsować, rozwijać się z rozmysłem w niespiesznym tempie. To zupełnie inny klimat niż ten, który jest teraz tak popularny: świat maniakalnych TikToków, YouTube Shorts, pracowicie tasującego listy odtwarzania Spotify i innych tego rodzaju “udogodnień”. Być może ''Stalagmite Steeple'' jest muzycznym lekarstwem na współczesność – balsamem dla rozdartych dusz, popychanych i ciągniętych ze wszystkich stron jednocześnie.

Wszystkie płyty, które recenzuję bardzo polecam, ale tę wyróżniam szczególnie. Wywołała u mnie lawinę cudownych przeżyć i muzycznych doznań, których rzadko się doświadcza. Jestem przekonany, że większość z Was po wysłuchaniu najnowszego dzieła Returned To The Earth przyzna mi rację.

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku