Fish – Suits

Tomasz Dudkowski

Wydany 16 maja 1994 roku album „Suits” był czwartym solowym wydawnictwem Fisha i trzecim z autorskim materiałem. Pierwotnie był przygotowywany do wydania pod skrzydłami wytwórni Polydor, jednak ta, rozczarowana wynikami sprzedaży płyt „Internal Exile” i „Songs From The Mirror”, zrezygnowała z dalszej współpracy ze szkockim wokalistą.

Mając w rękach demo płyty próbował, wraz z menadżerem Brianem Lane’em, zainteresować inne wytwórnie, ale pojawiła się też opcja działania poza dużymi graczami, co akurat Brianowi niespecjalnie się podobało. Gdy nie udało się zawrzeć lukratywnego kontraktu drogi jego i Fisha rozeszły się. Artysta miał dość przechodzenia przez trudy szukania nowego wydawcy i zatrudniania kolejnego menadżera do ataku na wielki showbusiness i postanowił zrewidować podejście do swojej kariery biorąc wszystko w swoje ręce. Brian nauczył Fisha, że trasa może być sama w sobie sposobem na zarabianie na życie, a nie tylko wsparciem sprzedaży albumu. Wiedza ta została dobrze wykorzystana w przyszłości, a wsparcia udzielił mu niejaki Kelvin Boys Yates, znany bardziej jako „Yatta”. Polecił go wcześniej, zmarły w 1992 roku, były tour manager Fisha, Andy Field. Yatta, jako jego późniejszy następca i jeden z najbliższych przyjaciół, towarzyszy Derekowi z przerwami do dziś.

Fish postawił wszystko na jedną kartę i zdecydował, że swoje kolejne płyty wyda we własnej wytwórni, którą nazwał Dick Bros. Records, od firmy, którą jego pradziadek założył z braćmi. Początkowo była to kuźnia, potem sprzedawali benzynę, rowery, prowadzili taksówki i autobusy, a także sprzedawali… igły gramofonowe i płyty 78 rpm, które kupowali od RCA Victor. Historia z płytami mocno przemówiła do niego i postanowił, po konsultacji ze swoim ojcem, że wytwórnia zaczerpnie nazwę od ich przodków.

„Potrzebowałem odpowiedniego logo i z moim tatą znaleźliśmy stare zdjęcie z około 1912 roku, na którym trzej bracia pozują z młotami wokół kowadła. To kowadło do dziś mam w ogrodzie, po tym, jak mój tata przekazał mi je, gdy garaż został zamknięty. Czarno-białe logo, które stworzyliśmy, idealnie pasowało do mojej nowej firmy „The Dick Bros Record Company Ltd””.

Pierwszym wydawnictwem nowopowstałej wytwórni była kompilacja „Outpatients ‘93” (pierwotnie opublikowana pod szyldem Fishy Music), która zawierała nagrania grup Dream Disciples, One Eternal, Joyriders, Avalon, Guaranted Pure (z Rayem Wilsonem w składzie) oraz 3 utwory firmowane przez Fisha: covery „Time And A Word” Yes i „The Seeker” The Who oraz nową piosenkę „Out Of My Life”.

Zestaw miał pomóc zebrać środki na rejestrację albumu. W tym celu Fish wydał także serię „oficjalnych bootlegów” z rejestracją różnych występów z lat 1990 – 1992 oraz, już bardziej pełnoprawny, koncertowy album „Sushi” nagrany w Holandii na trasie promującej krążek „Songs From The Mirror”.

Prace w studiu nadzorował James Cassidy, które pierwsze przetarcie miał przy nagrywaniu płyty z coverami. Oprócz funkcji producenta miał on też wkład w niektóre kompozycje oraz zagrał na instrumentach klawiszowych. Ponadto swoje partie zarejestrowali ci sami muzycy, którzy wystąpili na „Songs From The Mirror”: Robin Boult (gitary), Frank Usher (gitary), David Paton (bas, chórki), Kevin Wilkinson (perkusja) i Foster „Foss” Paterson (instrumenty klawiszowe, chórki). W chórkach zaśpiewali Lorna Bannon i Danny Campbell, na dudach zagrał David Murray, na saksofonie Bill Gilles, na harmonijce Fraser Spiers, na gwizdkach i fletach Charles McKerron i Mark Duff z grupy Capercaille, a w nagraniu „Lady Let It Lie” wystąpili wokaliści Knox Academy Senior Choir.

Tytuł „Garnitury” można postrzegać jako symbol współczesnego korporacyjnego samca alfa; myśliwego-dostawcy dużej zwierzyny w świecie globalnych finansów, gdzie przetrwają tylko silni i bezwzględni.

Szata graficzna ponownie jest dziełem Marka Wilkinsona, który spróbował zmaterializować pomysł Fisha: „Okładka albumu miała przedstawiać piękną kurtkę wykonaną z ludzkiej skóry, ozdobioną tatuażami i wiszącą na klatce piersiowej z kręgosłupem w postaci ogromnej igły. Chciałem guzików na chmurach na błękitnym niebie nad bezkresną sawanną z kamieniami symbolizującymi starożytność. Chciałem przedstawić „najlepszy garnitur”.

Mark i ja nigdy nie byliśmy do końca zadowoleni z gotowego dzieła. To Mark wpadł na pomysł tatuaży na „garniturze”, ale nie udało mu się uzyskać odpowiedniego efektu aż do okładki książki „Masque”, którą złożyliśmy kilka lat później, kiedy to wykonał retusz „ilustrowanej kobiety” z tatuażami jako część projektu okładki. Jak zwykle nie było wystarczająco dużo czasu i budżetu, aby dopracować szczegóły na okładce „Suits”. Były problemy w drukarni i nigdy nie wyglądało to tak, jak sobie wyobrażaliśmy. Kurtka nie wyglądała jak ludzka skóra, a obraz stracił część swojej mocy”.

Przejdźmy do zawartości muzycznej albumu. Odgłosy burzy rozpoczynają nagranie „Mr. 1470”. Takimi wspomnieniami z jej rejestracji podzielił się producent: „Pamiętam dokładnie, że był duszny, wilgotny letni dzień, a gdy Foss pracował nad otwierającą linią klawiszy, w oddali słyszeliśmy nadciągającą burzę. Gdy zbliżała się coraz bardziej do Haddington, wystawiłem mikrofon przez okno i nagrałem grzmiący ryk w całej jego okazałości. I oto mamy początek albumu „Suits”! Produkcja naprawdę ruszyła dzięki terminowej interwencji Matki Natury i wygodnie umieszczonemu mikrofonowi”. Kompozycja Patersona i Boulta to tradycyjnie mocne rozpoczęcie wydawnictwa. „Strona pierwsza, utwór pierwszy”, jak mawia Piotr Kaczkowski, w którego audycji po raz pierwszy usłyszałem to i większość innych nagrań z „Suits”, na każdej z płyt Fisha należą do najjaśniejszych ich fragmentów. Nie inaczej jest i tym razem. Klawiszowy, intrygujący motyw plus wspomniane odgłosy natury towarzyszy wokalowi Dereka, nieco niższemu, bardziej tajemniczemu. Swoje robią też chórki, które wielokrotnie powtarzają tytuł albumu, czy w końcówce pieśni. Mamy tu też fajny basowy groove i obowiązkowe solo Ushera, a całość spajają klawiszowe tła Fossa. Inspiracją do stworzenia tekstu była wizyta Fisha w muzeum w Kenii, gdzie zobaczył czaszkę człowieka sprzed niemal dwóch milionów lat. Była ona oznaczona ‘KNM-ER 1470’.

Fish: „Wpatrywałem się w ciemne, puste oczodoły jednego z moich najstarszych krewnych. Pamiętam, że wciągnęło mnie to miejsce, a moja wyobraźnia została pobudzona do myślenia o tym, jak ewoluowaliśmy jako gatunek przez cały ten czas. Uważamy się za cywilizowanych, ale głęboko w nas jest prymitywna istota, do której możemy powrócić w odpowiednich okolicznościach. Podstawowe instynkty, które wychodzą na powierzchnię, przerażają nas i ratują; instynkty przetrwania, które nigdy nas nie opuszczają i których nie możemy ignorować. Obecnie, chociaż nosimy garnitury, głęboko w środku wszyscy jesteśmy dziećmi pana 1470”.

“We learned to love, we learned to kill

We taught ourselves to rule this world

But who's the one we're frightened of?

We are the sons of 1470”.

Na drugiej ścieżce znajduje się kompozycja Cassidy’ego i Patersona, która promowała album – „Lady Let It Lie”. To intrygująca piosenka z zapadającym w pamięć refrenem, który w końcówce Fish śpiewa w towarzystwie chóru:

“All the boys want to be all the girls want to be all the boys

I don't want to be me no more

All the boys want to be all the girls in this turnaround world

I don't want to be me no more”.

Adresatką tekstu jest ówczesna żona wokalisty, Tamara. Po opuszczeniu Marillion małżonkowie zamienili pełen zgiełku Londyn, na spokojną szkocką farmę. Tammy, jak nazywa ją większość znajomych, została sama z małym dzieckiem i mężem, który podejmował ryzykowne decyzje biznesowe. Musiało się to odbić na ich wzajemnych relacjach, coś zaczęło pękać. Ostatecznie małżeństwo rozpadło się w 2003 roku.

Singiel nie odniósł większego sukcesu, mimo dość mocnej, jak na niezależną wytwórnię, promocji i ciekawemu teledyskowi, w której wystąpiła Tamara. Osiągnął on pozycję 46 na brytyjskiej liście. Wydawnictwo ukazało się jako dwa single kompaktowe, kaseta i płyta winylowa (picture disc).

„Emperor’s Song” to jeszcze bardziej przebojowa piosenka, z nośnym refrenem, którą skomponował duet Cassidy – Boult. Opowiada ona częściowo o rozterkach jakie towarzyszyły Fishowi w 1993, gdy musiał wybierać czy szukać na siłę kontraktu z dużym wydawcą, czy zacząć działać na własny rachunek.

Drugim singlem promującym album była piękna ballada „Fortunes Of War” (autorzy muzyki James Cassidy i Robin Boult) z cudowną partią basu bezprogowego, fortepianem, subtelnymi bębnami, gitarami akustycznymi, nastrojowym solem, delikatnym śpiewem Dereka i harmoniami wokalnymi w refrenie. Całość ubarwiają partie fletu, fujarki i, przede wszystkim, saksofonu. Tekst zainspirowany został fascynacją dzieci romantycznymi, heroicznymi obrazami żołnierzy i wojen rozgrywanych podczas niewinnych gier, nieświadomymi brutalnych realiów konfliktu. Sam Fish przeżywał podobne fascynacje w młodości. Ba, nawet rozważał wstąpienie do wojska. Z drugiej strony pierwszy fragment tekstu jaki powstał do utworu, odnosił się do rozmowy z amerykańskim weteranem wojennym:

“I heard a wheelchair whisper across a stale silent gymnasium

Trailing an ivy league jacket like a matador

Through the jitterbug steps of the night before”.

Zdarzenie miało to miejsce podczas trasy Marillion w 1987 roku, a zacytowany fragment tekstu pojawił się już w nagraniach demo „Beaujolais Day” i „Sunset Hill”, które powstawały z myślą o albumie numer pięć grupy ze szkockim wokalistą.

Wspomniałem, że pieśń, wsparta teledyskiem wyreżyserowanym przez Eda Bootha, ukazała się na singlu. Sposób wydania był dość nietypowy. 19 września 1994 roku ukazał się rozkładany digipack z jedną płytą kompaktową i miejscem na jeszcze trzy dyski. W kolejnych tygodniach do sklepów trafiały kolejne krążki zapakowane w foliowe koperty. Miało to wzmóc zainteresowanie fanów i rozgłośni radiowych oraz pomóc w osiągnięciu jak najwyższego miejsca na listach przebojów. Niestety, w większości zamysł Fisha nie został prawidłowo odebrany i ostatecznie singiel zawędrował jedynie na 67 miejsce UK Charts. Oprócz nagrania tytułowego na płytkach umieszczono akustyczne wykonania zarejestrowane podczas występów w sklepach sieci HMV. W 1998 roku nagrania te skompilowano i wydano w postaci albumu „Fortunes Of War” z innym obrazem na okładce niż w przypadku singla.

„Somebody Special” (kompozytorzy Robin Boult i David Paton) to naładowana brzmieniem akustycznych gitar piosenka o przebiegłych kobietach napędzanych ambicją i materializmem, gotowych zrobić wszystko, by uciec od przyziemnego życia. Z perspektywy czasu wersja z „Suits” wydaje się przeprodukowana. Zarówno Fish, jak i James Cassidy nie byli do końca z niej zadowoleni. Ciekawiej nagranie wypadło, gdy zarejestrowano je ponownie z myślą o przekrojowym albumie „Yang” (1995). Według wokalisty najlepiej piosenka wypadła w wersji akustycznej granej na trasie „Fishheads Club” w latach 2010-11, gdzie towarzyszyli mu jedynie Frank Usher i Foss Paterson.

Kompozycja duetu Cassidy – Boult „No Dummy” powstała częściowo w wyniku improwizacji wokół loopu stworzonego przez tego pierwszego. Wyróżnia ją ciekawy podkład rytmiczny i quasi-rapowy śpiew Fisha w zwrotkach. Godną uwagi jest kolejna partia saksofonu w wykonaniu Billa Gillesa oraz przywołująca na myśl słynne „Echa” Pink Floyd partia solowa Franka Ushera w nieco rozciągniętej końcówce. W warstwie lirycznej opowiada ona o młodym człowieku z ulicy, który nie mając w życiu wielkich perspektyw zostaje gangsterem. Wymieniony kilkukrotnie w tekście „biały garnitur” zainspirowany został postacią wykreowaną przez Ala Pacino w „Człowieku z blizną” Briana DePalmy.

Utwór płynnie przechodzi w odgłosy zarejestrowane na stacji metra oraz loop, wykorzystujący riff zagrany przez Robina Boulta (on i David Paton podpisani są jako autorzy muzyki) na gitarze akustycznej, rozpoczynające, chyba najbardziej rockowe nagranie na płycie, „Pipeline”. Tytułowy zwrot używany jest w branży muzycznej jako określenie strumienia pieniędzy płynących z tantiem, którymi kuszą artystów wydawcy, jest to także metafora niekończącego się przepływu ludzi czekających na szanse lub szczęście. W sensie dosłownym tytułowy rurociąg przypominał Derekowi obiekt wiszący nad rzeką Esk, pod którym przejście mały chłopiec traktował jak wyzwanie mające doprowadzić go do innego tajemniczego świata. W dorosłym życiu podobne odczucia miał odchodząc z bezpiecznej wytwórni, by stać się niezależnym artystą. Było to równie ekscytujące, co przerażające.

“And all the time I wonder why

Just what or who the hell I am

Where I'm at, where I'm from

Where I'm going, where I belong

Tell me where I'm coming from

Because I'm waiting in the pipeline”

Jedną z moich ulubionych odsłon albumu jest kompozycja Robina i Jamesa, „Jumpsuit City”, która kojarzy mi się z „Carnival Man” (bonusowy utwór z „Internal Exile”). Wyróżnia ją głęboka linia basu, organowe tła wsparte dźwiękami harmonijki i saksofonu oraz najciekawsza na całej płycie partia solowa w wykonaniu Boulta. W tekście Fish przywołuje obraz hamburskiej ulicy Reeperbahn pełnej nocnych klubów i prostytutek. W wyniku wojny na Bałkanach zaobserwował on, że spora część „uprawiających najstarszy zawód świata” pań to właśnie przybyszki z tej części Europy. Zarabiały one, niekoniecznie dobrowolnie, w ten sposób na utrzymanie siebie i często swoich bliskich, którzy pozostali w ojczyźnie. Autor piętnuje tu cynizm wykorzystujących sytuację emigrantek „panów w garniturach” i obojętność na los dziewczyn nawet wśród swoich bliskich, dopóki te wysyłają im pieniądze:

“But if your mother didn't like it she don't need to know

As long as you’re sending the money home

What happened to the body of the child she bore

Answers on a postcard from Jumpsuit City”.

Ciekawostką jest fakt, że w rozimprowizowanej końcówce słuchać w tle głos Tammy która wciela się w rolę prostytutki zaczepiającej po niemiecku klienta, a swoje kwestie dorzuca też Caroline, ówczesna żona Robina.

Przedostatnim nagraniem na krążku jest wspólna kompozycja całego zespołu (Dick – Paton – Boult – Usher – Paterson – Wilkinson) zatytułowana „Bandwagon”. To zasadniczo energiczna piosenka pop o folkowym zabarwieniu, do czego przyczynili się Charles McKerron i Mark Duff z grupy Capercaillie grający na piszczałkach i fletach. Tytuł nagrania dał nazwę trasie promującej album, ale on sam w setliście się nie znalazł.

Na finał otrzymujemy jeden z moich ulubionych utworów Fisha, napisany z Fossem Patersonem hymn „Raw Meat”. Początkowo spokojna ballada, w której króluje fortepian kompozytora, stopniowo narasta, by na koniec stać się podniosłą pieśnią z prawdziwie orkiestrowym rozmachem oraz pełnym pasji śpiewem Dereka. Zadedykowana została ona zmarłemu przyjacielowi, Andy’emu Fieldowi.

Fish potrzebował tytułu i tu ponownie z pomocą przyszła mu rodzinna historia. Oprócz pracy w kuźni, bracia Dick, Robert (pradziadek artysty) występujący jako magik i Jimmy, który śpiewał, występowali także w miejscowym pubie pod koniec XIX wieku. Nie byli specjalnie dobrzy, więc ich popisy można było obejrzeć raczej w mniej prestiżowym czasie, gdzie sprawiali radość często biedniejszej i bardziej głośnej publiczności. Byli znani właśnie jako „Raw Meat” i, oprócz Andy’ego, to właśnie dla nich i wszystkich artystów, którzy walczą o przeżycie wykorzystując swój talent została napisana ta pieśń kończąca się deklaracją, że „zawsze znajdzie siłę, by kroczyć naprzód”:

“Raw meat for the balcony

Is that all I am, is that all I'm going to be?

Raw meat for the balcony

Nobody's fool but mine, is that my destiny?

 

But if that bandwagon takes off for another town

And the suits that buy the wine don't like my song

Though I'm playing to empty tables

Till the curtain falls

I'll always find the strength to carry on

I'll always have the strength to carry on

I'm Raw Meat!”.

Album ukazał się na płycie kompaktowej z dodatkową książeczką wypełnioną czarno-białymi zdjęciami ze studia, kasecie magnetofonowej oraz dwóch wersjach winylowych. Pierwszą z nich był picture disc, na którym nie znalazły się utwory „Pipeline” i „Bandwagon”. Drugą natomiast dwupłytowa edycja na czarnych krążkach, która oprócz całości materiału z wydania CD zawierała także dwa nagrania pierwotnie zamieszczone na singlu „Lady Let It Lie”. „Out Of My Life” to oparta na brzmieniu gitar akustycznych kompozycja Robina Boulta, z tekstem o zakończeniu relacji. Rzecz przyjemna, ale niespecjalnie wyszukana. Inaczej jest w przypadku utworu, do którego podkład napisał Foss Paterson, czyli „Black Canal”. Mamy tu perkusyjny loop i klawiszowe tła oraz dźwięki, które sunąc się niespiesznie, wraz z melorecytowanym tekstem, budują mroczny klimat. W refrenie słyszymy z kolei mocniejsze klawiszowe akordy, które podkreślają mocny śpiew Fisha:

“Have another beer boy, take it with a pinch of snuff.

And my eyes were bedazzled, by the jewels in his silken cuff.

And a voice rolled out from an ashen cloud from behind a long cigar;

Son, you'll never need to smell the black canal”.

Warstwa liryczna została zainspirowana wizytą w Gandawie: „Obudziłem się w autobusie przed miejscem koncertu w Gandawie w Belgii z kacem po wyprzedanym paryskim wieczorze. Pierwszą rzeczą, jaką poczułem, był smród, który, jak się okazało, pochodził z kanału oddalonego o zaledwie kilka metrów. Był wszechobecny i bez względu na to, gdzie próbowałeś uciec, smród zawsze był z tobą i utrzymywał się przez cały dzień, aż do zachodu słońca i spadku temperatury. Woda w kanale była czarną, tłustą, oleistą, odrażającą mieszanką, która bulgotała w południowym słońcu i wydzielała okropny zapach… Miejscowi nie wydawali się tym specjalnie przejmować, przyzwyczaili się do tego, ale dla nas było to odrażające… Dlaczego tolerowano tę aberrację środowiskową i jak doszło do tego, że stała się tak zła? Nigdy nie dostałem odpowiedzi od nikogo. Po prostu tak było!”.

“No matter how you wash them,

How you scrub, and bleach, and boil,

You'll never get rid of the smell of the black canal.

Of the black canal.

Black canal.

The black canal.

The black canal.

The black canal”.

„Robiłem notatki i bazgroły tego dnia i ostatecznie złożyło się to w historię młodego nieznajomego, którego kusiło bogactwo, jeśli tylko mógł zwrócić wzrok, a w tym przypadku nos, na podejrzane interesy”.

Był pomysł, ale nie było jeszcze gotowego tekstu. Ten w większości był improwizowany w studiu, ale efekt końcowy był więcej niż zadowalający. Pokuszę się o stwierdzenie, że jest to najciekawszy utwór, jaki trafił na stronę B singla w całej jego solowej karierze. Dobrze, że w kolejnych wydaniach został on włączony do albumu. Tak było w 1998 roku, gdy za sprawą wydawnictwa Roadrunner ukazała się zremasterowana edycja, z oboma bonusowymi nagraniami. Oprócz wzbogacanej tracklisty różniła się lekko zmodyfikowaną okładką, z nieco bardziej nasyconymi kolorami i dodanymi na obrazie tytułem płyty i logiem.

Najbardziej obszerną edycją jest ta wydana przez Chocolate Frog Records w 2017 roku w ramach serii „The Remasters”. Zawiera ona trzy dyski umieszczone w digibooku. Na pierwszym znalazł się zasadniczy album wraz z nagraniami bonusowymi. Płyta kompaktowa numer dwa zawiera wersje demo utworów, wśród których wyróżnić należy wczesny (z 1992 roku) szkic nagrania „Mr. 1470”, ze znacznie różniącym się od wersji ostatecznej zarówno podkładem (bardzo interesującym), jak i tekstem. Na uwagę zasługują także „Raw Meat” przedstawiony tu w bardziej drapieżnej odsłonie, a „Emperor’s Song” ma inne intro, a zasadnicza część jest bardziej dynamiczna.

Trzeci dysk wypełniają nagrania koncertowe. Znalazło się tu kilka polskich akcentów. „Emperor’s Song” i „Lady Let It Lie” zostały zarejestrowane w studiu telewizyjnym w Krakowie w 1995 roku i wcześniej ukazały się na wydawnictwie audio i video „Kraków”. Atrakcją jest niepublikowane wcześniej akustyczne wykonanie pieśni „Raw Meat” nagrane przez trio Fish – Frank Usher – Foss Paterson w, nieistniejącym już, klubie Blue Note w Poznaniu w 2011 roku.

Album „Suits” był bardzo kosztownym projektem, który nie przyniósł oczekiwanych profitów. Jednak Fish bardzo wiele się nauczył i przede wszystkim mógł poczuć dumę, że jest w stanie stworzyć coś wartościowego nie mając za sobą wsparcia dużej wytwórni. Znamiennym jest fakt, że wydawnictwo wspięło się na 18. Miejsc oficjalnej listy sprzedaży w Wielkiej Brytanii, czyli wyżej niż „Internal Exile” (21 miejsce) i „Songs From The Mirror”, które nie znalazło się nawet w Top 100.

To z pewnością płyta przełomowa, na temat której krążą różne opinie. Niektórzy zarzucają jej, że jest za bardzo popowa, a za mało progresywna. Na pewno coś w tym jest, niemniej nagrania wypełniające „Suits” w zdecydowanej większości są udanymi propozycjami, z interesującymi tekstami i dobrym brzmieniem. Dla mnie to wydawnictwo ma szczególne znaczenie. W „świat Marillion i Fisha” wszedłem na początku lat 90. Ten krążek był pierwszą („Songs From The Mirror” pomijam) solową płytą Dereka Williama Dicka, na którą czekałem. Pamiętam premierową prezentację w radiowej Trójce połączoną z rozmową, jaką przeprowadził z nim Piotr Kaczkowski. Wtedy wywarła na mnie duże wrażenie i choć dziś zauważam pewne wady, to nadal jest jedną z moich ulubionych. Wpływ na to ma jeszcze jedno powiązane z nią wspomnienie – na pierwszym solowym koncercie Fisha w Hali Wisły w Krakowie jeszcze nie byłem, ale już jesienią dotarłem do Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu. To był mój pierwszy koncert, na którym byłem jako dorosła osoba i mimo problemów z dotarciem po nim do domu do dziś wspominam to wydarzenie jako coś wyjątkowego. 8 października minie od niego 30 lat…

MLWZ album na 15-lecie Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku