Wakeman, Oliver - Mother's Ruin

Artur Chachlowski

ImageGdyby wsłuchać się na tej płycie wyłącznie w klawiszowe solówki można by powiedzieć, że gra je nie kto inny, a sam wielki Rick Wakeman. Styl jego syna Olivera jest wręcz bliźniaczo podobny. Wszak ponoć  niedaleko pada jabłko od jabłoni. Znawcy tematu mogli się już o tym niejednokrotnie przekonać słuchając wcześniejszych dokonań Oliviera, ale jeszcze nigdy podobieństwo syntezatorowych klimatów obu panów Wakemanów nie wydawało się aż tak uderzające. Album „Mother’s Ruin” różni się od wcześniejszych solowych Olivera dokonań pewnym istotnym faktem: jego klawiszowe dźwięki pobrzmiewają w otoczeniu regularnego zespołu, składającego się z bardzo doskonałych muzyków. Najbardziej znanym jest Dave Wagstaffe – perkusista grupy Landmarq. Oprócz niego słyszymy tu jeszcze Moona Kinnairda (v), Tima Buchanana (bg) oraz Davida Marka Pearce’a (g). Już po tym składzie możemy mieć pewność, że „Mother’s Ruin” nie jest zwykłą instrumentalną płytą wypełnioną wyłącznie syntezatorowym brzmieniem. Tego albumu słucha się jakby był dziełem całego zespołu, lecz jednak ani przez moment nie ma najmniejszej wątpliwości, że w roli głównej występuje tu nie kto inny, a sam Oliver. Jest jeszcze jedna różnica: „Mother’s Ruin” w porównaniu ze swoimi poprzednikami jest zdecydowanie bliższy tradycyjnym progresywnym, a nie elektronicznym klimatom. Choć nie tylko one królują na tym wydawnictwie. Całość rozpoczyna się od dwóch mocnych rockowych numerów „Don’t Come Running” i „The Agent”. Wewnątrz albumu można też znaleźć dość przebojowe utwory „Walk Away” oraz „If You’re Leaving”. Ale mamy też nagrania, które ucieszą nawet największych prog rockowych wyjadaczy. Dużo radości sprawi im niewątpliwie mocno zaangażowana kompozycja tytułowa mówiąca o zagrożeniu środowiska, czy zamykająca całość najdłuższa na płycie minisuita „Wall Of Water”. Godne uwagi są też dwie przeurocze piosenki „In The Movies’ oraz „I Don’t Believe In Angels”. Podsumowując, na albumie tym znajdą coś dla siebie zarówno sympatycy neoprogresywnej muzyki, jak i miłośnicy twórczości Ricka Wakemana z okolic „Króla Artura”, czy „Wyprawy do wnętrza ziemi”. Album ten spodoba się zarówno słuchaczom lubiącym zwykłe rockowe, „przyjazne radiu” piosenki, jak i bardziej wyrafinowane kompozycje. A na koniec warto wspomnieć jeszcze o doskonałej produkcji tego wydawnictwa oraz o technicznej perfekcji wykonania tej w sumie nie zawsze łatwej w odbiorze muzyki.
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!