Jeszcze 3 lata temu istniał we Włoszech zespół The Night Watch, który wydał zaledwie jedną płytę. Album „Twilight” wypełniony był po brzegi muzycznymi pomysłami zaczerpniętymi z wczesnego okresu działalności Genesis. I chociaż album ten narobił sporo zamieszania w świecie progresywnego rocka, to zespół niestety nie przetrwał próby czasu i najpierw zapadł się pod ziemię, a następnie definitywnie zakończył swoją działalność. Od tego czasu minęło kilka lat i na zgliszczach swojej starej formacji wokalista Simone Rossetti powołał do życia grupę The Watch, która niedawno zadebiutowała albumem „Ghost”. W muzyce zespołu nic się nie zmieniło. Dalej jesteśmy w kręgu artrockowych klimatów z pierwszej połowy lat 70-tych, głos i maniera wokalna Rossettiego do złudzenia przypominają Petera Gabriela, a skąd inąd doskonałe kompozycje „DNAlien”, „Heroes”, czy „Moving Red” brzmią jakby żywcem wyjęte były z albumów „Nursery Cryme”, czy „Foxtrot”. Wiem, że znajdą się tacy, którzy będą kręcić nosem, że nazwą tę muzykę rockiem regresywnym, ale ja gotów jestem bronić tej muzyki, tej płyty i tego zespołu. Skoro nikt już dzisiaj nie gra w taki sposób, to oddajmy grupie The Watch należny jej szacunek i pochwalmy za odwagę i konsekwencję. Duże brawa. Oby więcej takich płyt w przyszłości.
Watch, The - Ghost
, Artur Chachlowski