Moongarden - A Vulgar Display Of Prog

Artur Chachlowski

ImageMnóstwo zaskoczeń… Najpierw zdziwiłem się całkowitym brakiem promocji najnowszego wydawnictwa grupy Moongarden. Album „A Vulgar Display Of Prog” ukazał się bowiem po cichutku, bez żadnych zapowiedzi, bez szeroko zakrojonej akcji marketingowej. Potem zaskoczył mnie fakt, – i zarazem usprawiedliwił on brak wystarczającej reklamy - że płyta tego tak renomowanego zespołu ukazała się nakładem wytwórni o niewiele mówiącej mi nazwie: Distilleria Music Factory. Poszperałem trochę i, jak się okazuje, jest to całkowicie nowa firma założona przez lidera Moongarden, Cristiano Roversiego, i członka innej czołowej włoskiej formacji Mangalla Vallis, Gigi Cavalli Cocchiego. Zdziwienie numer 3 to tytuł płyty: „Wulgarna prezentacja prog rocka”. „Ki czort?” – pomyślałem sobie… Ale zanim coś sensownego przyszło mi do głowy, pojawiło się zaskoczenie numer 4: malowana dziecięcą ręką okładka oraz wklejone weń ostrzeżenie: „parental advisory: explicite lyrics”. Pomyślałem sobie wtedy: „o co w tym wszystkim chodzi? Przecież mamy do czynienia z czołowym reprezentantem współczesnej włoskiej szkoły progresywnego rocka, którą kojarzymy z romantyzmem, wyjątkowej urody muzyką, wyszukanymi tekstami i niebanalnym wykonaniem, a nie z jakimś heavy/death/doom metalowym zespołem, który zamiast przecinków w angielskich tekstach swoich utworów używa słów na f…”. Mocno zdziwiony tym wszystkim włożyłem płytę do odtwarzacza. Rozległa się muzyka… I wtedy ogarnęło mnie zdziwienie numer 5…

Bo drodzy Czytelnicy, album „A Vulgar Display Of Prog” to rzecz nieczęsto spotykanej urody. Rzecz fascynująca i urzekająca. Pod każdym względem dopracowana i przemyślana. Długimi chwilami zaskakująca (zaskoczenie nr 6?) swoim wysokim poziomem i intrygująca do tego stopnia, że trzeba szukać na podłodze szczęki, która z hukiem opada przy każdym kolejnym utworze. A jest ich na nowej płycie Moongarden osiem. Większość z nich zamyka się w wymiarze 5-10 minut, za wyjątkiem kończącej całość kompozycji (o której za chwilę) pt. „Compression”. Wszystkie one są ze sobą muzycznie powiązane tak, że podczas słuchania odnosi się wrażenie, że mamy do czynienia z jedną, trwającą 65 minut suitą.

Moongarden na płycie „A Vulgar Display Of Prog” przedstawia nam właściwą sobie mieszankę neoprogu i klasycznego, opartego na bogatym brzmieniu melotronu, symfonicznego rocka. Muzyka grupy Moongarden to art rock najczystszej postaci. A poszczególne utwory? Powiem szczerze: pełne zaskoczenie (zaskoczenie nr 7?), ale, podkreślmy to jednoznacznie, zdecydowanie in plus. Bo są tu i ciekawe melodie, i świetnie partie instrumentalne, i doskonałe interakcje pomiędzy gitarami (David Cremino – to powrót tego gitarzysty, którego przez kilka lat nie było w zespole), a instrumentami klawiszowymi (Cristiano Roversi), i efektowna gra sekcji rytmicznej (Mirko Tagliasacchi - bg, Maurizio Di Tollo - dr), jest wreszcie doskonale śpiewający Simone Baldini. Ta płyta ma swój klimat, tempo, stopniowane napięcie i kilka niezwykle atrakcyjnych utworów. I w każdym z nich można doszukać się pewnych inspiracji zarówno z bardziej, jak i mniej odległej historii progresywnego gatunku.

Przykłady? Proszę bardzo. „Aesthetic Surgery” i „Demetrio And Magdalene” - to klasyczne brzmiące, art rockowe kompozycje utrzymane w wysmakowanym, patetycznym stylu. Tytułowe postacie tego drugiego utworu, dzięki słyszalnym w nim gitarom akustycznym i melotronom, wydają się być młodszym rodzeństwem genesisowskich Romea i Julii – bohaterów pamiętnego „Cinema Show”. Nie koniec na tym odniesień do twórczości Genesis. Jest ich na tej płycie bez liku. Powiem o tych najbardziej… zaskakujących (zaskoczenie numer 8?). Elektronika użyta w wyszukany sposób w utworze „MDMA” oraz w następującym po nim instrumentalnym sequelu „After MDMA ?From Lezooh To Miryydian?” przypomina pamiętny „Abacab”, w którym po części wokalnej następuje długa, przesycona elektroniką, partia instrumentalna, powodująca, że nagrania te (zarówno „MDMA”, jak i „Abacab”), to coś zdecydowanie więcej niż zwykłe „przeboje”. W „Wordz And Badge” mamy najpierw mięsisty bas (świetna partia zagrana we wstępie do utworu na Chapman Sticku), a potem nasilenie „brudnych” syntetycznych dźwięków wymieszanych z agresywnymi, chwilami wręcz brutalnie brzmiącymi gitarowymi riffami, które przypominają współczesne oblicze King Crimson z jednej, a Nine Inch Nails z drugiej strony. Queenowsko brzmiące syntezatory („Radio Gaga”?) potęgowane pompatycznym brzmieniem melotronu oraz tekst o zgubnym wpływie współczesnych zdobyczy technologii dominują w utworze „Enter The Modem Hero”. Tak duże nagromadzenie syntetyczno-elektronicznych dźwięków to kolejne ogromne zaskoczenie (zaskoczenie nr 9?), jeżeli chodzi o nową muzykę grupy Moongarden. Ale zabieg ten, broń Boże, w ogóle nie przeszkadza. Zamiast tego, wprowadza w muzykę tej włoskiej grupy powiew świeżego powietrza.

Jak widać, Moongarden na swojej nowej płycie potrafi idealnie wpisać się w klasyczne ramy progresywnego rocka (najlepszym tego przykładem jest dziesięciominutowa kompozycja „Aesthetic Surgery”), jak i poszaleć na industrialno-elektronicznym poletku („Enter The Modern Hero”, „MDMA”, „Wordz And Badge”), a nawet wpisać się w neoprogresywną konwencję (otwierający płytę „Borimir”). Ale i tak największym zaskoczeniem (zaskoczenie numer 10?) jest zamykająca płytę 17-minutowa kompozycja „Compression”. Podobno (piszę „podobno”, bo nie znam tej melodii) powstała ona na bazie starego utworu skomponowanego wspólnie przez Mike’a Rutherforda i Anthony’ego Phillipsa. I rzeczywiście, pierwsze sześć minut tej suity, to jakby kalka (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) brzmienia wczesnego Genesis. Wspaniała linia melodyczna, podniosłe dźwięki syntezatorów i niesamowity, pompatyczny nastrój w 6 minucie niespodziewanie pękają jak bańka mydlana i reszta tego utworu przeradza się za sprawą totalnie zmienionego nastroju oraz rapujących dialogów trojga gościnnie pojawiających się tu wokalistów (Mike Ill, Zef Noise i Rivka) w industrialne techno o modnym posmaku a’la Archive z pewnych fragmentów (zainteresowani tematem wiedzą co mam na myśli) ubiegłorocznej płyty „Controlling Crowds”…

Dużo na nowej płycie grupy Moongraden jest przeróżnych stylów, odniesień, podobieństw i inspiracji. I choć pozornie wydają się one dość niespójne i odległe od siebie pod względem stylistycznym o całe lata świetlne, to – proszę mi wierzyć – w tym szaleństwie jest metoda. Grupa Moongarden już dawno skutecznie wypracowała sobie własny styl, w którym czuje się jak ryba w wodzie i z płyty na płytę eksploruje coraz to nowsze obszary brzmieniowe. Asymiluje je, przetwarza i adaptuje pod kątem własnych potrzeb i czyni z nich składnik swojego oryginalnego brzmienia.

W każdym razie, żeby nie było żadnych wątpliwości, sądzę, że Moongarden już dawno wyrósł nam na dojrzały i bardzo ciekawy zespół. Płytą „A Vulgar Display Of Prog” pokazał, że znajduje się w bardzo wysokiej formie, która pozwala mu doszlusować do ścisłej światowej czołówki progresywnego gatunku. Zaskoczenie? Nie. Dla wtajemniczonych akurat to nie jest żadnym zaskoczeniem…

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!