Bardzo zaskoczył mnie ten album. Zaskoczył pozytywnie. Bo przecież jest to już czwarty krążek w dorobku tej naprawdę dobrej, a zupełnie mi nieznanej, brytyjsko-kanadyjskiej grupy, która działa z krótkimi przerwami od ponad piętnastu lat. A przede wszystkim dlatego, że płyta „Departure” brzmi nadspodziewanie dojrzale i zaskakująco świeżo. A do niedawna o grupie It przecież w ogóle nie słyszałem.
Być może It nie gra progresywnego rocka „wprost”, ale obracając się po opłotkach muzyki rockowej, zahaczając niekiedy o blues i o gospel (!), wpisuje się w te obszary prog rockowej muzyki, które grupa Porcupine Tree wyznaczyła kiedyś płytami „Stupid Dream”, „In Absentia” i poniekąd „Fear Of A Blank Planet”. Dokładnie tak, Porcupine Tree, a nawet Blackfield (szczególnie w utworze „Disappear”) - to stylistyczne wyznaczniki grupy It. Zaciekawiło Was to? No to czytajcie dalej…
Zespół It powstał w 1994 roku z inicjatywy wokalisty i gitarzysty Nicka Jacksona i znalazł sobie dwie przystanie: jedną w Londynie, a drugą w kanadyjskim mieście Sault St.Marie. Przez pewien okres istniały nawet dwa równolegle działające składy, które w krótkim odstępie czasu wydały płyty „The Stranger Inside The Self”(1994) oraz „Two Worlds”(1995), po czym zawiesiły na kilka lat swoją działalność. W 2002 roku ukazał się trzeci album grupy It, „Over & Out”, i po kilku kolejnych latach przerwy, po kompletnym zreformowaniu składu, w połowie ubiegłego roku, It nagrał swoje najnowsze dzieło, które ukazało się pod tytułem „Departure”.
Zawiera ono dziewięć utworów, z których dwa – „Burn” i „Standback” - rozdzielone są na dwie części, tak że na krążku znajdujemy aż jedenaście indeksów. Warto podkreślić, że płyta jest kolekcją dobrych rockowych piosenek, o pewnym mainstreamowym zabarwieniu. Wszystkie one posiadają bardzo chwytliwe refreny, a co najmniej trzy z nich: „God Is Dead”, „Killing Me” oraz wspomniany już przeze mnie „Disappear” to doskonały materiał na potencjalne przeboje.
Album „Departure” posiada zdecydowanie rockowy charakter, ale nie brakuje na nim stonowanych momentów. Do takich zaliczyć trzeba utwór tytułowy, „Safe”, „Car Crash” i, po raz trzeci przywoływany już przeze mnie, zamykający to wydawnictwo temat „Disappear”. To w nich najwyraźniej uwidaczniają się jeżozwierzowe, a nawet pinkfloydowskie wpływy. Innym ciekawym nagraniem jest „Fighting For Freedom”, którego pierwsze cztery minuty niemal tętnią nowoorleańskim bluesem, by kolejne 120 sekund przypominało prawdziwe hard rockowe piekło. Co jeszcze warte podkreślenia, to fakt częstego wykorzystywania przetworzonych głosowych sampli (głównie z przemówień George’a W. Busha). Ten częsty zabieg przewija się niemal w co drugim utworze, a niekiedy (jak na przykład w „Burn Pt.2”) stanowi główną „ścieżką wokalną” danego utworu. I trzeba przyznać, że ten chwyt się sprawdza, stanowiąc dobre uzupełnienie, czy też interakcję, dla niezłego głosu, jakim obdarzony jest Jackson.
Do płyty CD dołączony jest w komplecie krążek DVD, który zawiera teledysk do utworu „Killing Me”, 30-minutowy koncert zespołu zarejestrowany w kanadyjskim Algama University, ilustrowany archiwalnymi materiałami filmowymi wywiad z Nickiem Jacksonem, a także złożoną z trzech utworów EP-kę pt. „Trauma”. Te trzy dodatkowe nagrania: („Underfire”, „Time And Place”, „Taking On Sand”) posiadają nieco odmienny charakter od utworów z zasadniczej płyty, a to dlatego, że śpiewa w nich kanadyjski basista zespołu, Craig West, który nie brał udziału w nagrywaniu podstawowego albumu.
Na koniec krótkie podsumowanie. Płyta „Departure” nie zawiera epickiej muzyki, a grupa It nie prezentuje wykonywanego z potężnym wykopem progresywnego rocka. Opiera się raczej na graniu zwięzłych i chwytliwych rockowych piosenek, które posiadają ten swoisty „twist” powodujący, że słucha się ich z niekłamaną przyjemnością. Polecam to wydawnictwo słuchaczom lubiącym prostszą, melodyjną, wręcz piosenkową odmianę prog rocka. Myślę, że tacy artyści, jak Steven Wilson, Kevin Gilbert, Aviv Geffen czy Andy Smith są dla lidera grupy It, Nicka Jacksona, prawdziwymi autorytetami. Warto spróbować dać się porwać dźwiękom muzyki tego zespołu. Mnie płyta „Departure” ze względu na swoją zwięzłą budowę i zwarty charakter wypełniających ją piosenek spodobała się i to bardzo. Dlatego z czystym sumieniem polecam ją każdemu, kto lubi ambitne, a do tego niezbyt skomplikowane granie na pograniczu pop i prog rockowej stylistyki.