Kierowany przez holenderskiego multiinstrumentalistę Jankeesa Braama muzyczny projekt Ixion, po wydanej w 2006 roku rock-operze „Talisman”, będącej neoprogrockową opowieścią o magicznych przedmiotach i ich znaczeniu na przestrzeni wieków, tym razem sygnuje album zatytułowany „Garden of Eden”. Napisana przez inicjatora tego muzycznego przedsięwzięcia historia jest rozprawą nad kondycją człowieka próbującego odnaleźć się w futurystycznej Europie, pogrążonej w pandemii niebezpiecznej choroby.
Tworząc liryczną warstwę „Garden of Eden”, Jankees Braam, podobnie jak w przypadku albumu „Talisman”, postanowił skorzystać z formuły rock-opery – role postaci, których dialogi na płycie kreują fabułę tejże opowieści, przypisane zostały oddzielnym wykonawcom. Tym razem jednak, kompozytor ograniczył liczbę wokalistów z czterech osób do dwojga znanych z poprzedniego krążka - Michaela Hosa i Esther Lidges. Nad albumem Braam wraz z przyjaciółmi z neoprogrockowych bandów holenderskich pracował niemal trzy lata, co pozwalałoby przypuszczać, że mimo zredukowanej liczby wyśpiewywanych ról, otrzymamy śmiały muzyczny twór wpisujący się w nurt realizowanych z rozmachem dzieł rock-operowych, charakteryzujących się, poza interesującym konceptem treściowym, przede wszystkim bogatą realizacją kompozycyjno-aranżacyjną. Jak się okazuje, cechy te bliższe są poprzedniemu albumowi Ixion, aniżeli „Garden of Eden”, który, choć w założeniu miał być formą przynajmniej nawiązującą do modelu rock-opery, stanowi w zasadzie szablonową, aczkolwiek udaną propozycją neoprogrockową.
Na tę trwającą ponad pięćdziesiąt minut płytę składają się mniej lub bardziej rozbudowane utwory, pełne parafrazowanych tu i ówdzie melodyczno-tekstowych motywów unifikujących ogólny koncept dzieła, tonowane przez charakterystyczne dla gatunku niedługie ballady – „My Princess, My Queen”, czy urokliwą „Comfort Zone” – to zaaranżowana na stick bardzo „kobieca” piosenka – jako jedyna na płycie w całości zaśpiewana przez głos żeński, okraszona ponadto czarującym gitarowym solo Eveline van Kampen, na co dzień szarpiącą struny w zespole Illumion. Co znamienne, „Comfort Zone” to właściwie jedyny z trzech śpiewanych na płycie przez Esther Ladiges z formacji Unicorn utworów, w którym wokalistka faktycznie jako tako się sprawdza – pozostałe nagrania z jej udziałem zaśpiewane są niestety słabo i bez polotu. Podobnie, jak w przypadku „Talisman”, z kobiecym śpiewem wyraźnie „wygrywają” męskie partie wokalne – pochodzący z grupy Ulysses Michael Hos, który, choć z sięgnięciem niektórych „gór” linii wokalu skomponowanych przez Braama miewa pewne problemy, to jednak swoim głosem, o barwie miejscami przywodzącej na myśl Daniela Gildenlöwa z Pain of Salvation, dobrze sprawdza się w śpiewanych przez siebie siedmiu spośród ośmiu nagrań wypełniających „Garden of Eden”.
Nowa muzyczna propozycja Ixion, choć osnuta na kanwie ciekawego pod względem treści konceptu, być może nie podbije serc zwolenników okazałych rock-operowych concept-albumów, w których świecie w Holandii znacznie pewniej aniżeli Jankees Braam porusza się Arjen Lucassen. Ta muzyczna opowieść o niedalekiej przyszłości naszego ziemskiego padołu z pewnością przypadnie jednak do gustu wielu zwolennikom epickich neoprogrockowych form, niekoniecznie przebogatych brzmieniowo i wybujałych aranżacyjnie.