Trioxyd3- Trioxyd3

Robert "Morfina" Węgrzyn

ImageChemia. O tak, tu jest chemia! Trójtlenek arsenu…

Montreal to piękne miasto. To stamtąd pochodzą właśnie ów twórcy płyty „Trioxyd3”. Jazz, rock, fusion, progressive rock - to gatunki, którymi panowie wybornie mieszają, dodając raz szczyptę fusion, a raz trochę jazziku, a tu samba wskoczy, a i rock się zaprezentuje… No, jest totalny miszmasz. Ale to działa. Szczerze mówiąc, jakby ktoś ten album wrzucił pomiędzy produkcje Carlosa Santany, to totalnie nic by się nie stało. Po prostu jest wybornie. Pysznie. Na takich produkcjach, jak ta trudno jest wybrać zdecydowany numer jeden, wszystkie kawałki kipią mieszanką wspomnianych stylów, to rasowa amerykańska (mówię o kontynencie, a nie o kraju pochodzenia) „fusionowa” płyta. Instrumentalna co prawda, nie ma na niej wokalu, jednak przyjemnie się tego słucha. Może byłoby jeszcze ciekawiej, gdyby od czasu do czasu pojawił się jakiś głos, gdyby instrumenty poszły na drugi plan, a tak mamy ich całe zatrzęsienie.

Album „Trioxyd3”, choć posiada banalną okładkę, która raczej nie zachęca do bliższego zapoznania się z jego zawartością, wręcz nie zwraca uwagi na jego zawartość, to brzmi pięknie i wspaniale.

Utwór numer 2 na płycie nazywa się „Hey Carlos”. Cześć Carlos. Chyba idealnie tytuł ten pasuje i nawiązuje do tworzonej przez Trioxyd3 muzyki. To hołd, to poczęstunek muzyczny, który smakuje od pierwszego do ostatniego dźwięku.

Na koniec powiedzmy kto tworzy ten wyraziście prezentujący się zespół Trioxyd3: lider i gitarzysta w osobie Jean-Francois Girarda, fortepian to domena Guillaume Dostalera, na basie gra Michel Mergaerts, a na  perkusji - Charles Beauregard. Moja ocena: 9/10.

www.unicornrecords.com
MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!