Najpierw krótkie przypomnienie. Echo Us to muzyczny projekt koncepcyjny działający od przełomu wieków założony przez amerykańskiego kompozytora i multiinstrumentalistę Ethana Matthewsa. Obecna formuła projektu istnieje od 2001 roku: Echo Us stało się muzycznym wehikułem wypraw Matthewsa w świat metafizyki, będąc jednocześnie kontynuacją jego muzycznego i twórczego świata zapoczątkowanego mniej więcej dekadę wcześniej.
Poszczególne wydawnictwa Echo Us zawsze stają się sporym wydarzeniem. Owszem, niszowym, ale zawsze potrafią intrygować swoim niesamowitym klimatem, magią zaklętych w nich dźwięków oraz absolutnie wyjątkowym charakterem, który nie mieści się w jakichkolwiek stylistycznych ryzach.
Ethan Matthews nazywa swoje unikalne podejście do kompozycji „muzycznym channelingiem”. Muzyka Echo Us podobno zazwyczaj powstaje w stanach transu przy włączonym automatycznym zapisywaniu dźwięku. Procesowi nagrywania często towarzyszą zjawiska spirytualistyczne, czego najbardziej wyrazistym przykładem jest płyta „Tomorrow Will Tell The Story” z 2012 roku. Zresztą i kolejne przedstawiane na naszych łamach płyty Echo Us - „The Tide Decides” (2010) oraz „The Windsongs Spires” (2021) są doskonałymi przykładami marzycielskich, a często nawet ekstatycznych wizji autora, które praktycznie nie mają stylistycznych granic.
Ethan Matthews tak mówi o swoim unikatowym procesie twórczym: „Natychmiast czuję, że coś, co wychodzi ze mnie, będzie muzyką Echo Us. Powstaje coś, co nazwałbym świadomym wzorcem myślowym, coś, co bardzo różni się od innych projektów, którymi parałem się wcześniej. Obecnie jest to jedyna muzyka, za którą podążam i pochłania mnie ona tak bardzo, że absolutnie działam pod wpływem impulsu. Ten impuls to moje najukochańsze uczucie na świecie. Taka właśnie jest dla mnie muzyka Echo Us”.
7 marca ukazało się pierwsze dzieło Echo Us o archiwalnym charakterze obejmujące lata 2007-2014. De facto jest już siódmy studyjny album Echo Us i może być postrzegany jako epilog trylogii „Echo Us”, która powstawała w latach 2009-2014. Jednakowoż wydawnictwo, które zostało zatytułowane „Inland Empire” (od tytułu jednej z dziesięciu kompozycji wypełniających program płyty) traktować można równocześnie jako całkowicie nowy album lub też zatrzymany w czasie muzyczny obraz z poprzedniej epoki. Utwory płynnie łączą się ze sobą, jak na większości albumów Echo Us. Album łączy w sobie elektronikę z ambientem, dream rock z unikatowym stylem utrzymanym w rytmicznym i powolnym klimacie i wyciszonej atmosferze. Zaskakuje mnie – szczególnie w porównaniu do poprzednich wydawnictw Echo Us – stosunkowa duża ilość partii śpiewanych. To nowa jakość w stylistyce tego projektu. Niektóre utwory zamieszczone w programie „Inland Empire” były w latach 2013-2014 rejestrowane metodą live in studio, stanowiąc spory procent setu nagrywanego dla potrzeb płyty „A Priori Memoriae”. W miarę upływu lat i pojawiania się innych wydawnictw zespołu utwory te były przechowywane jako materiał archiwalny i z wyjątkiem jednego nagrania („It's Time For Winter)”, które ukazało się w limitowanej wersji jako singiel jesienią 2016 roku, nie były udostępniane publiczności.
Dlatego myślę, że w przeciwieństwie do większości innych dzieł archiwalnych, „Inland Empire” może być śmiało traktowany po prostu jako nowa płyta Echo Us, gdyż wcześniej nie wyciekły z niego żadne dema, bootlegi czy okazjonalne nagrania. Tak więc mamy oto do czynienia z materiałem premierowym, choć nagranym kilka lat temu. Ale, jak to zawsze bywa w przypadku Echo Us, stanowi on zwarte i homogeniczne dzieło, którego koniecznie trzeba słuchać z należytą atencją i to równo przez 60 minut - od samego początku do samego końca.