Nakładem wytwórni Melodic Revolution Records ukazał się najnowszy studyjny album włoskiej formacji Ifsounds zatytułowany "MMXX". Ten zainicjowany w 1993 roku przez Dario Lastellę projekt (jego zespół nazywał się wtedy If) łączy talenty muzyków bardzo różnych od siebie, o różnych korzeniach i których ideą jest stworzenie brzmienia, będącego w stanie wyrazić emocje, opisać stan umysłu, opowiedzieć historię, stworzyć podróż w krainę wewnętrznej świadomości.
„Ten album jest próbą przełożenia na słowa i muzykę doznań, emocji i poczucia straty z tych dziwnych pandemicznych dni, które na szczęście są już za nami. MMXX to łacińska notacja oznaczająca rok 2020 - rok, który na zawsze zmienił nasze życie. MMXXII oznacza rok 2022, a nasze poczucie straty jest coraz większe. Album „MMXX” został nagrany w ciągu dwóch lat. Było to wielkie wyzwanie ze względu na swoją strukturę i skomplikowaną aranżację obejmującą zespół rockowy oraz chór i łączącą w sobie kilka gatunkowych stylów” - to kilka zdań w formie wstępu od zespołu. Okres obejmujący lata 2020-2022 to czas, który ma swe wyraźne odzwierciedlenie w muzyce, jaką proponuje nam za sprawą swojego najnowszego albumu grupa Ifsounds.
Wydany po pięcioletniej przerwie (tyle minęło od premiery poprzedniego wydawnictwa Ifsounds – płyty „An Gorta Mór”) album składa się z pięciu utworów, a rozpoczyna się od najdłuższej, tytułowej kompozycji „MMXX”. Ten epicki, wręcz rockoperowy fragment, ma aż dziewięć części instrumentalno-wokalnych i jest wykonany w języku włoskim. Jest to przepiękna suita, która z każdą kolejną odsłoną daje wzruszające emocje aż do samego finału, który jest powalający w swej oryginalnej zawartości! To, co włoscy muzycy wspólnie zrealizowali ma istotny wpływ na odbiór ich muzyki, z którą na pewno warto się zapoznać, a finał tej epopei nie pozwoli nam zakończyć muzycznej podróży z płytą "MMXX". Bo po tej efektownej suicie następują jeszcze cztery krótsze utwory. O nich za chwilę.
Wróćmy jeszcze do kompozycji tytułowej. Rozpoczyna się ona od partii chóru i brzmi to tak, jakby śpiewany był chorał gregoriański. Zdaję sobie sprawę, iż może być to dla słuchacza sporym zaskoczeniem, które później okaże się imponującym atutem znamiennym dla warstwy wokalnej. Łącząc ze sobą tak różnorodne style, jakich tutaj możemy doświadczyć - poprzez rock, fusion, progress czy chwilami improwizację i to zrealizowaną w bardzo przemyślanej formie - buduje naszą ciekawość co jeszcze w tym utworze może się wydarzyć. A dzieje się naprawdę sporo. Sporo dobrego. Dodam tylko, że każda nuta, niekonwencjonalna fraza czy niecodzienne harmonie mają swój głębszy sens, szczególnie jeżeli chodzi o mistrzowskie wręcz budowanie nastroju. Gitarowe solówki, jak też instrumenty klawiszowe i perkusyjne, tworzą znakomity i w kulminacyjnym momencie zaskakujący finał, podczas którego z pewnością poczujecie mrowienie na plecach i zapewniam, że nie będziecie w tym doznaniu odosobnieni. Tak, finał suity „MMXX” nie pozwoli Wam pozostać obojętnym na tak znamienne i poruszające brzmienia. Jest ono wręcz jak poezja, która oczarowuje odbiorcę swym przekazem.
Głosy chóralnego kwartetu - Claudio Lapenna, Mariano Gramegna, Nadezhda Chalykh, Giovanni Liberatore, którzy odpowiadają za chorały i śpiewy harmoniczne – zapewne na długo utkwią w głowie słuchacza, podobnie zresztą jak słyszane tutaj instrumentarium. Wachlarz symfonicznych dźwięków nie pozwoli nam na przesłuchanie tej znamiennej dla płyty kompozycji bez pochylenia się choćby nad takim oto fragmentem tekstu:
„…Nawet świat powoli staje się szary,
i pewnego dnia ta historia się skończy,
Poczekajmy...
Nawet słońce powoli gaśnie,
będzie krzyczeć ze złości stając się czarną dziurą,
Poczekajmy...
Galaktyki skończą się jedna po drugiej,
zapadając się w skupiska materii,
Poczekajmy...
Tylko czas wiecznie króluje nad życiem,
przekształcając materię w energię.
Leć wolną duszą i odnów ducha czasu”.
Komponowanie imponujących i złożonych form muzycznych nie jest łatwą sztuką, tym bardziej brawa dla zespołu, że łącząc klasykę z nowoczesnością starannie wyważył ich współbrzmienie w tak umiejętny sposób, by nie wyszedł z tego zwykły pastisz. Jak się można przekonać po tym oraz po kolejnych utworach, w przypadku grupy Ifsounds wcale jej to nie grozi. Wystarczy tylko wczuć się w niesamowity nastrój nowego dzieła.
Nie zatrzymując płyty „MMXX” możemy odkryć jeszcze cztery nieco krótsze, ale także cenne dla całości albumu nagrania, tym razem wykonane w języku angielskim: „The Collector”, „Stendhal Syndrome”, „Kandinsky's Sky” i finałowy „MMXXII”. W zasadzie mógłbym tak samo komplementować każde z nich. Żeńskie kojące wokale (Ilaria Carlucci) kontrastują w nich z męskim głosem (Runal), zaś smyczki i fortepian współtworzą czarującą aurę. Włoscy muzycy dzięki swojej biegłości muzycznej są w stanie połączyć dość odległe inspiracje w zgrabnie brzmiące numery, co zapewne ucieszy nie tylko entuzjastów muzyki Ifsounds. Zamykający płytę swoistą klamrą utwór „MMXXII” wykonany w zdecydowanie bardziej niż „MMXX” w rockowej, nawet jazzrockowej, odsłonie stanowi najlepsze możliwe zwieńczenie tego dzieła, a imponująca finałowa wokaliza to prawdziwe mistrzostwo świata. Kłaniam się tym poszczególnym nagraniom, bo składają się one na zacne ze wszech miar, imponujące wydawnictwo, z którym warto zaprzyjaźnić się na dłużej.
Utkwiło mi w głowie przewijające się w tytułowej suicie włoskie słowo „aspettiamo”… Z początku nie rozumiałem dlaczego? Teraz już wiem: poczekajmy. Poczekajmy aż te nagrania usłyszymy na żywo, co z pewnością byłoby wspaniałym dopełnieniem studyjnego dorobku Ifsounds. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości, gdzieś w Polsce, po jednej stronie sceny stanie zespół Ifsounds, a po drugiej - fani tej wspaniałej muzyki.
Na koniec czas przedstawić muzyków i wokalistów którzy w tak zacny sposób zrealizowali album „MMXX”: Dario Lastella zagrał na gitarach, w tym basowej, i na syntezatorach i jest on jedynym czynnym członkiem zespołu od samego początku jego istnienia. Reszta składu to: Lino Giugliano, który zagrał na instrumentach klawiszowych, Lino Mesina na perkusji, a Italo Miscione na basie. Runal i nowy nabytek w zespole, prawdziwy wokalny skarb, Ilaria Carlucci odpowiadają wspólnie i każde z osobna za główne partie wokalne. Wszyscy wykonali kawał dobrej roboty. Wyszła im naprawdę bardzo udana płyta.
P.S. Kiedyś już pisałem dla MLWZ o jednym z albumów Ifsounds (o „Red Apple” – płycie wydanej w 2012 roku – przyp. red.) i nie sądziłem, że powrócę do recenzowania płyt na małoleksykonowych łamach akurat właśnie od zespołu Ifsounds. Ale nie ma przypadków. Tak się musiało stać, aby podzielić się z Wami tym, co w muzyce najlepsze.