Christmas 6

Comedy Of Errors - Threnody For A Dead Queen

Artur Chachlowski

Powstały w pierwszej połowie lat 80. zespół Comedy Of Errors doświadczył przez lata poważnych zmian w składzie, zaliczył bardzo długą przerwę w swojej działalności (1990-2010), ale począwszy od swojego comebacku w 2011 roku albumem „Disobey” regularnie, co kilka lat, dostarcza nam wspaniałą porcję swojej nowej muzyki. Każda z kolejnych płyt tego zespołu okazała się sporym wydarzeniem na neoprogresywnym rynku muzycznym. Bardziej szczegółowe omówienie biografii tej szkockiej formacji znajdziecie w recenzji ubiegłorocznej płyty „Time Machine”.

Ku mojemu zdziwieniu, zaledwie kilka miesięcy po jej premierze muzycy z Comedy Of Errors uraczyli nas kolejnym albumem. Dodajmy: albumem ze wszech miar udanym, będącym przykładem eleganckiego i szlachetnego brzmienia, pełnym urzekających melodii, łączącym klasyczną erę prog rocka z nowoczesnymi pomysłami, zawierającym pełną paletę kompozytorskiego kunsztu: od długich, chwytających za serce, kompozycji po utwory utrzymane w formacie piosenki z wyraźnym poprockowym akcentem.

Album zatytułowany „Threnody For A Dead Queen” składa się z ośmiu kompozycji i rozpoczyna się długim progresywnym epikiem „Summer Lies Beyond”. Od samego początku panuje w nim niesamowicie klimatyczny nastrój. Eteryczna praca klawiszy i rozmazana linia melodyczna zaśpiewana przez Joe Cairneya stonowanym głosem jest wstępem do pojawiającego się po dwóch minutach odpalenia silników, już przez cały zespół, i początkiem niezwykłej muzycznej podróży. Jej pierwszym znamiennym elementem jest soczysta partia gitary przeplatająca się ze zwrotkami, po których mamy głośne, ekspansywne wejście drugiej gitary wspieranej przez ścianę finezyjnie zagranych na klawiaturach dźwięków. Prowadzi to wszystko do feerii zaskakujących tonów w warunkach konsekwentnie i stopniowo narastającego napięcia, aż po wielce pompatyczny finał. To utwór, w którym panuje zrelaksowana atmosfera i chociaż kompozycja trwa ponad kwadrans ani przez moment zespół nie traci kontroli nad misternie budowanym napięciem i przewijającymi się raz po raz miłymi dla ucha melodiami.

Po tym imponującym początku grupa Comedy Of Errors serwuje nam kolejnego muzycznego killera. „The Seventh Seal” to 14 minut i 10 sekund, które pokochają miłośnicy brzmień a’la Marillion. Gitary (duet John Fitzgerald - Mark Spalding) brzmią perfekcyjnie czysto, raz po raz prowadzą solówkowe ‘pojedynki’ z syntezatorami (Jim Johnston), a wokal podczas kolejnych zwrotek buduje klimat powolnej, snującej się niczym opary mgły na jeziorze, spokojnej rockowej ballady owianej nutką tajemniczości. Tym bardziej, że w powietrzu unosi się duch Bergmana, którego film „Siódma pieczęć” wydaje się tu oczywistą literacką inspiracją. Za nami dwie pierwsze kompozycje i dwa strzały w dziesiątkę. A właściwie w piętnastkę, bo po tyle minut trwa każda z nich.

Trudno uwierzyć, ale właśnie jesteśmy już w połowie płyty. Pora na utwór nr 3, którego tytuł „We Are Such Stuff As Dreams Are Made On”, to - podobnie jak nazwa zespołu - cytat z Szekspira. To krótki, lekki i klimatyczny utwór instrumentalny. Bardzo łatwy, odrobinę ambientowy, przyjemny w obsłudze (czytaj: podczas słuchania), w sam raz do marzeń, do spania z szeroko otwartymi oczami i do… totalnego muzycznego odpłynięcia w krainę imaginacji…

W czterominutowym nagraniu „Jane (Came Out Of The Blue)” szkoccy muzycy przechodzą do formatu piosenki obdarzonej chwytliwym, rozkołysanym refrenem, zgrabną gitarową solówką i klimatem będącym głębokim ukłonem w stronę muzycznych lat osiemdziesiątych. Zapewniam, że ten, chyba najbardziej w całym tym zestawie, piosenkowy utwór potrafi błyskawicznie zapaść pamięć i jeszcze długo po wyłączeniu płyty może „grać” w Waszych uszach.

„Through The Veil” to trzyipółminutowa instrumentalna melodia, w której szlachetne partie klawiszy i gitar (częściowo wklejonych w tę ścieżkę wspak) budują prawdziwie hipnotyzującą melodię osadzoną na mocnym rytmicznym podkładzie (na perkusji Bruce Levick).

Czas na kompozycję tytułową. „Threnody For A Dead Queen” to trzecia kilkunastominutowa kompozycja (12 i pół minuty) rozpoczynająca się od klimatycznego klawiszowego wstępu z wyrazistym tematem przewodnim, który przewija się prawie przez cały utwór. Początkowa część tego nagrania ze swoim uduchowionym klimatem wydaje się niemal nie z tego muzycznego świata. Można sądzić, że to raczej gra Oldfield albo Jarre, a nie znane progrockowe combo. Po kilku minutach ten instrumentalny dotąd temat przeradza się w majestatyczną muzyczną petardę pędzącą w przestworza z kosmiczną prędkością. Czego tu nie mamy? Jest tu porywająca partia wokalna (śpiew Cairneya pojawia się dopiero pod koniec dziewiątej minuty!), jest potęga syntezatorowego brzmienia, podniosłe dźwięki melotronu, dzwonki, marzycielskie partie gitar, jest strzelista przebojowość przywodząca na myśl album „90125” (trochę chwytliwych riffów a’la „Changes”, trochę eposu w stylu „Hearts”!), jest melodyjna zwiewność a’la Asia oraz fascynujące zakończenie przypominające najlepsze czasy grupy Pendragon. Posłuchajcie fantastycznego finału tej kompozycji kilka razy i nie odczepi się on od Was przez bardzo długi czas.

Indeksem 7 oznaczona jest kolejna trzyminutowa miniaturka, której tytuł znów nawiązuje do zapożyczonej z Szekspira strofy - „And Our Little Life Is Rounded With A Sleep”. Najpierw mamy urocze wprowadzenie, z bardzo smutnym motywem, potem pojawia się odrobina kakofonii, by wreszcie narodził się z niej spokojny klimat, refleksyjny nastrój, fenomenalna, marzycielska atmosfera…

I w tym duchu przechodzimy do finałowego utworu „Funeral Dance” – muzycznej apoteozy z teatralnymi akordami przy akompaniamencie bębnów i syntezatorów. Brzmi to wszystko niczym jakiś renesansowy taniec, radosny i filuterny. Kończący ten album bardzo pozytywną nutą i zasłużoną owacją.

Przyznam się, że w ogóle nie czekałem na nowy album grupy Comedy Of Errors. Myślałem, że po „Time Machine” czeka nas co najmniej kilka lat przerwy. Tymczasem ot, taka niespodzianka! Płyta „Threnody For A Dead Queen” jest bez wątpienia jednym z najciekawszych wydawnictw ostatnich miesięcy. Szybciutko wskoczyła do mojej prywatnej listy ulubionych albumów 2023 roku i wydaje się, że ma ogromne szanse na to, by stamtąd już nie wypaść. Dlatego mam dla Was na koniec to oto przesłanie, w którym nie ma ani krzty przesady: Comedy Of Errors na swojej nowej płycie nie tylko nie zawodzi, ale wznosi się na prawdziwe wyżyny progrockowej stylistyki. Polecam!

MLWZ album na 15-lecie Weather Systems w 2025 roku na dwóch koncertach w Polsce Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok