To już trzecia podróż, w którą zabiera swoich fanów Silent Skies. Na żaglowcu niespokojnych snów, po oceanie melancholii i wspomnień. Daleko, po grań horyzontu, gdzie wszystko jest możliwe. Wiatr rozczesuje splątane włosy nimfom, czerń chmur połyka głębię wszechświata, a smutek bierze ślub ze zmierzchem.
Tom Englund i Vikram Shankar stopili w jeden monument swój talent i wyobraźnię. Pierwszym efektem tego mariażu była przepiękna płyta „Satellites” z 2020r. Dwa lata później pojawił się „Nectar”. A ten rok zaowocował kolejną perłą w postaci nowego albumu zatytułowanego ”Dormant”.
Obaj panowie są muzykami, których znamy bardzo dobrze, jednak dla niewtajemniczonych w arkana progresywnej magii wspomnę krótko, że Tom to wokalista grup Evergrey i Redemption. Vikram jest klawiszowcem w Redemption i Lux Terminus.
Album „Dormant” potrafi zmącić spokój i ujarzmić serce swoim ukrytym czarem. Zamyka w sobie dziesięć nowych kompozycji i trzy covery nawiązujące do melancholijnego klimatu albumu. Obaj artyści stworzyli między sobą niesamowitą nić porozumienia. Vikram powiedział w jednym z wywiadów: „Praca nad „Dormant” była w całości oparta na współpracy. Tom miał duży wpływ na muzykę i produkcję. W drugą stronę było podobnie, zarówno Tom i ja pracowaliśmy tak, aby udoskonalić każdą melodię wokalu i tekst.”
W produkcji albumu i masteringu brał też udział Jacob Hansen. Zdjęcia zawarte wewnątrz książeczki są dziełem Patrica Ullaeusa, a za szatę graficzną odpowiada Mattias Noren. Okładkę zdobi twarz przepełniona bezgraniczną nostalgią. Zamknięte powieki są murem odgraniczającym od wszystkiego, co bolesne i budzi wewnętrzny niepokój. I tak zaczyna się ten zmysłowy poemat. Ziarno piasku zamknięte w strukturze kryształu. Wiwisekcja duszy zmieniona w spowiedź „dziecięcia wieku”. To eteryczny ruch skrzydeł motyla i ciężar wspomnień. Tajemnicza mgła i wieczność zamknięte w potrzasku istnienia.
Utwór „Construct” jest przepełniony lawiną emocji. Klawiszowe impresje towarzyszą miękkiemu wokalowi Toma Endlunda i modulują rosnące napięcie. Pod koniec utworu przechodzą w subtelny dźwięk wiolonczeli, na której zagrał gościnnie Raphael Weinroth-Browne. On też wspólnie z Vikramem zaaranżował smyczki. Warstwa liryczna spójna jest w swojej melancholijnej aurze z muzyką. Jest w niej gorycz przeszłości i lęk przed wkroczeniem na nową, nieznaną ścieżkę:
„This dreams of light are fears of falling. You just know inside that you’re so far from your calling. And if all hope is lost and everything is broken - remember that the dark is construct of hoping...”.
Przestrzenne, klarowne brzmienia królują na całej płycie. „New Life” wypełnia serce ogromem wszechświata i spokojem - zmysłowym, pełnym blasku i treści. Fortepian w minorowych barwach, wiolonczela i głos Toma cudownie wspinający się w coraz wyższe rejestry. Niebywała jest prostota tego utworu i efekt, jaki można otrzymać. Tekst jest bardzo osobisty. Ukazuje jak skomplikowane relacje między dwojgiem bliskich sobie osób mogą wpłynąć na naszą przyszłość:
„So take my hands and I’ll save you from going under. Open your arms. You’ve heard my calls and watched me surrender. Straight through my heart. Your arrow’s chart killed the hope that could save us. I can’t seem to save us...”.
Zakończenie tej kompozycji jest sprzężone z echem emocji i zamknięte klamrą cudownych dialogów wiolonczeli z fortepianem.
„Churches” to jeden z moich faworytów. To czysta, brzmieniowa ambrozja. Muzyka kołysze, zniewala, migoce milionem kolorów wrześniowego nieba. Porywa duszę w świetlisty taniec jesieni. Na pięcioliniach pajęczyn osadzają się krople deszczu, klucze wiolinowe, nuty, fermaty i łzy… Nostalgia wkrada się w każdy wers i słowo. Wspomnienia, płowiejące wrzosy miłości, zwątpienie powracają z duchem przeszłości.
„Maybe i was hunting high and low. Maybe I was drifting back and forth. Maybe I was all too high and maybe you were all too low. I don’t believe there’s a forever. All that I’ve ever known has changed. I don’t believe there is a heaven. All my skies seem to end...”.
Książeczka dołączona do płyty jest ozdobiona cudownymi grafikami z motywem twarzy, plamami liści niesionych przez oddech wiatru, konarami drzew uginających się pod naporem jesiennego mroku, smutku i cieni rzucanych przez stada ptaków szykujących się do odlotu - niemej ucieczki przed brutalnością zimy. Nagranie „Just About The Clouds” ma w sobie ukryte stygmaty przemijania, piętno czasu, który dokonuje egzekucji na naszym wewnętrznym spokoju. Uświadamia nam jak bardzo jesteśmy śmiertelni. Wystarczą dwa zdania, pojawiające się na zakończenie: „Can you hear the sound of a world of better days? We must run and find it before we fade away...”.
Fenomenem tego albumu jest fakt, że pomimo skąpego wachlarza środków wyrazu, niewielkiej puli instrumentów, podobnej aury poszczególnych kompozycji - każda z nich jest inna, ma swoją własną tożsamość i niepowtarzalny czar. Chociażby „Reset”, który jest mentalnym rachunkiem sumienia czy „Tide” zanurzony w marzeniach i pełen refleksji. W tym ostatnim pojawia się ponownie zjawiskowa sekwencja wiolonczelowa w wykonaniu Raphaela Weinroth-Browne’a.
„The Real Me” jest inny niż pozostałe utwory. Jest tu więcej przebojowości, wygładzonych elektronicznych harmonii i lekkości. W lirykach zawarto pytanie o inna wersję rzeczywistości: „Co byłoby, gdybym był kim innym?”. Życie może być przerażającym snem lub krainą szczęścia. Nie wiemy, którą wersją doświadczy nas przyszłość.
„You light up the dark for me. Sometimes that is all that I need. You give life to my heart. It’t you that I breathe. You light up the dark for me. You fight all my wars for me. All the days when I don’t know who to be. You hide all my scars so no one could see who I am when I’m me...” - tak rozpoczyna się kolejny diamencik z tego albumu – utwór „Light Up The Dark”. Tym razem wraz ze spokojem i ukojeniem miękkimi falami dźwięków powraca uczucie i wiara w siłę związku dwojga ludzi. Mimo tej kropli nadziei jest tu melancholia z jesiennym pejzażem w tle.
Tytułowy „Dormant” jest nostalgią w pigułce, smutną refleksją, spojrzeniem wstecz na minione dni, stracone złudzenia i marzenia, którym nie dano się spełnić. Filigranowe akordy muskają przestrzeń wypełnioną echem, pogłosem z zatopionym w niej głosem Toma. Reszty dopełniają smyczki i cudowny motyw wyczarowany na fortepianie.
„The Last On Earth” brzmi bajecznie. Trójwymiarowość kompozycji zespala się z klawiszowym akompaniamentem, sensualnym wokalem i sekwencją wiolonczeli. Muzyka narasta falą emocji i kończy się tonąc w głębinie nocy, w niespokojnym morzu namiętności, w oceanie tęsknoty:
„Because you know that you’re lost when you’re by yourself in the dark. You’re all alone on earth because it spun too far. You’ve got to stop the earth because it’s gone too far and there’s no more pretend when you’re the last on earth...”.
Po oryginalnych utworach skomponowanych przez duet Silent Skies pojawiają się na płycie trzy covery w niesamowitych i unikalnych wersjach: „The Trooper” Iron Maiden, „Dancing In The Dark” Bruce Springteena i „Numb”m Linkin Park. Vikram Shankar powiedział w jednym z wywiadów: „Covery pojawiły się po lub w trakcie pisania i produkcji piosenek. Z pewnością wywarły pewien wpływ na nasz oryginalny materiał, ponieważ techniki projektowania dźwięku, produkcji, jakie stosowałem w trakcie pracy nad coverami, wykorzystałem później w naszych własnych utworach”.
Album „Dormant” to kolejny znakomity efekt współpracy pomiędzy Tomem i Vikramem. Muszę jednak przyznać, że zanim poznałam ich twórczość, jaka powstała pod szyldem Silent Skies, nie podejrzewałabym obu panów, że noszą w sobie taką dawkę melancholii. A może to po prostu sposób, aby dokonać rachunku sumienia, zmierzyć się z demonami przeszłości, uzyskać spokój i wewnętrzną wolność? To wiedzą tylko oni sami. Vincent van Gogh powiedział bardzo mądre słowa: „Smutek odlatuje na skrzydłach czasu...”. Lub muzyki…