Gdy wiosną 2012 roku grupa Galahad, po wydaniu płyty „Battle Scars”, obiecała, że jeszcze w tym samym roku podzieli się ze światem kolejnym wydawnictwem, wielu wątpiło, że tak się stanie. A jednak słowa dotrzymali i jesienią ukazał się album „Beyond The Realm Of Euphoria”. Gdy zatem zespół zapowiedział podczas premiery krążka „The Last Great Adventurer”, która miała miejsce w październiku 2022 roku, że kolejna płyta jest już nagrana i będzie wydana w następnym roku, trzeba było podejść do tego poważnie. I rzeczywiście, niemal dokładnie po 12 miesiącach fani otrzymują świeżutkie wydawnictwo zatytułowane „The Last Goodbye”. Jego premiera przewidziana jest na 20 października.
Obie pozycje są pod wieloma względami bliźniacze, bo i tytuły podobne, i liczba utworów taka sama (pięć plus dwa bonusy na płycie kompaktowej), i czas ich trwania (winylowe 45 minut podstawowego programu). No i wreszcie nagrane, co oczywiste, w tym samym składzie: Stuart Nicholson (śpiew), Spencer Luckman (perkusja), Dean Baker (instrumenty klawiszowe, programowanie, orkiestracje, chórki), Lee Abraham (gitary, chórki) i Mark Spencer (bas, orkiestracje, chórki). Autorami większości utworów jest duet Baker – Nicholson. A produkcją krążka zajął się ponownie Karl Groom wraz z zespołem. Jest też jeszcze jeden wspólny mianownik, ale o nim potem.
Jako pierwszą otrzymujemy pieśń "Behind the Veil of a Smile". Po delikatnym elektronicznym początku do naszych uszu dochodzi wgryzający się w pamięć motyw klawiszowy. W drugiej części możemy wysłuchać solowych popisów Bakera i Abrahama oraz świetną pracę sekcji Spencer (ten klangujący bas!) i Luckman. Nicholson śpiewa, swoim charakterystycznym i niesamowicie odpornym na upływ czasu głosem, o tym jak kruche są sojusze i przyjaźnie, cały czas twarze są uśmiechnięte, ale wystarczy mała iskra by rozgorzał konflikt:
“The closer you get, the thinner the ice
The cracks begin to appear
If you push it too far, the eggshells will break
And good friends become enemies
Behind the veil of a Smile
Darkness takes hold
All reason is extinguished
Behind the veil of a smile
Bitterness ensues
No light of reason shall pass through”.
Na drugiej ścieżce zespół raczy nas kolejnym charakterystycznym dla siebie nagraniem. „Everything’s Changed”, bo o nim mowa, to ponad 7 minut melodyjnego grania, z nośnym refrenem, z przyjemnymi orkiestracjami, mocnym basem, fajnym transowym wyciszeniem, po którym do głosu jeszcze mocniej dochodzi Dean Baker. Tym razem Stuart śpiewa o tym jak wiele z pozoru błahych zdarzeń może całkowicie zmienić czyjeś życie, jak choćby koperta pozostawiona na kominku, której zawartość przeczyta niewłaściwa osoba:
“A plain unassuming envelope left on the mantelpiece
Innocuous enough or so it would seem
But in the hands of the wrong person
It’ll tear you apart
It’ll shatter all your dreams
It can change your life, it can change your life
Everything’s changed and nothing will ever be the same again, the same again”.
Stronę A edycji winylowej zamykać będzie utwór „Shadow in the Corner”. I tu mamy do czynienia z Galahadem, jaki znamy po 1997 roku i dołączeniu Bakera do zespołu. Słyszymy bardziej wysuniętą do przodu gitarę Abrahama przebijającą się przez elektroniczny podkład oparty na interesującej pracy sekcji rytmicznej (naprawdę wielkie brawa dla duetu Spencer – Luckman). W drugiej części krótkim acz soczystym solem raczy nas Lee.
Pierwsza strona płyty to Galahad, jaki znamy i lubimy, natomiast już pierwsze wersy rozpoczynającego stronę B nagrania „The Righteous and the Damned” wprowadzają nas w pewną konsternację, gdyż wydają się mocno znajome:
“A bully with a smile, transparently nice
Beware as she carries a big spoon and a long sharp knife
She'll diss you and stab you as soon as look at you
She'll point the finger and pull the trigger
For no good reason
And your only crime was to tell the truth
She don't like it, no she don't like it
Always remember empires never last
They always crumble and fall”
Tak zaczynało się także tytułowe nagranie z jednej z moich najbardziej ulubionych płyt kapeli – „Empires Never Last” (2007). Tu słowa śpiewane są wyłącznie na podkładzie imitującym odległy gwar miasta, a potem… Stuart nuci pieśń rodem z żydowskiego przyjęcia. Z dobrze poinformowanych źródeł wiem, że pomysł zrodził się podczas spaceru na krakowskim Kazimierzu (z resztą stosowne podziękowania zamieszczono w książeczce). To bardzo intensywny utwór, w którym obok muzyki klezmerskiej słyszymy także ostre rockowe riffy oraz nuty mogące kojarzyć się z metalową galopadą (intensywne ścieżki perkusji), przeplecione piękną partią syntezatorowych skrzypiec. Przyznaję, że uwielbiam Galahad za to, że nie boi się używać w swoich nagraniach różnych środków wyrazu zaczerpniętych z bardzo nieoczywistych źródeł. Wszystko to jednak ubrane zostało niezwykle zgrabnie w solidny rockowy utwór traktujący o interwencji w Iraku i zlikwidowaniu Saddama Huseina i, bardziej ogólnie, o światowych konfliktach:
“The big boys and their big toys, tearing the world apart
The big boys and their big toys and this could just be the start
So many wasted resources
So much wasted time
So much pointless posturing
So many needless war crimes
We reap what we sow
Meddling with the status quo
Will we never learn?
Helpless, as our precious world burns, burns, burns….”
I jeszcze raz, na koniec powrót do tematu płyty sprzed 16 lat, podsumowujący kruchość wszystkich imperiów:
„Wszyscy zadufani w sobie, megalomaniacy, będziecie potępieni
A wasze mroczne imperia nigdy nie przetrwają”.
Płyta "The Last Great Adventurer" była zadedykowana ojcowi Stuarta. Jemu poświęcony był utwór tytułowy. Tu finałowe nagranie zainspirowane jest chorobą która dotknęła innych członków rodziny wokalisty. Jego ciocia Alice oraz babcia Mabel cierpiały na demencję. Dodatkowo imię tej pierwszej jest takie samo jak bohaterki filmu "Motyl Sweet Alice", także cierpiącej na tę chorobę, który również miał wpływ na warstwę tekstową.
Słowa zostały napisane z perspektywy osoby chorej, zagubionej, która nie potrafi rozpoznać własnego domu, rodziny czy nawet imienia...
“Standing in a place that I should know
But it doesn’t seem at all familiar
I dare not move for a moment
Whilst I’m trying to get some kind of bearing
To recognize these shapes and these shadows
I can see and thought I knew
Now panic is setting in as I still can’t work it out
And a mass of jumbled thoughts are running through my head
Confusing and so disorientating
And suddenly everything has all gone blank
…
I don’t know who I am
I can’t even recall my name
I don’t know what I’ve ever done
I don’t know where I’ve come from”.
Jest to jedyne nagranie na płycie, pod którą jako twórcy podpisali się wszyscy członkowie grupy (kolejne podobieństwo - tak samo było przy tytułowym utworze z poprzedniej płyty). Rozpoczynają ją jednak tylko panowie Baker i Nicholson. Pierwszy gra na fortepianie, a drugi oczywiście śpiewa. Potem dochodzą klawiszowe tła i tekst mówiony przez wokalistę zniekształconym głosem. Potem mamy już bardziej klasycznie - spokojna sekcja, gitara w tle i subtelne klawiszowe ornamenty. W cytowanym powyżej refrenie na czoło wysuwają się syntezatory Deana, który wygrywa na nich zapadający w pamięć motyw. Po wyciszeniu w okolicach szóstej minuty dobiegają do nas słowa, które zapewne większość fanów bez trudu rozpozna: "I don't remember, I don't recall, I got no memory of anything at all. Anything at all". To oczywiście drugi na albumie cytat, tym razem pochodzący z nagrania z trzeciej solowej płyty Petera Gabriela. A to co dalej się dzieje to już prawdziwa progrockowa uczta zaczynająca się partią gitary akustycznej, o której dołącza syntezatorowa wiolonczela i fortepian. Po dołączeniu sekcji rytmicznej fantastyczną partią czaruje Lee Abraham, a w tle słychać chór muzyków, początkowo wykonujący wokalizę, która potem przechodzi w słowa "Goodnight......Goodbye.......Goodbye". Potem jeszcze cudnej urody orkiestracja i dochodzimy do zakończenia, w których powyższe słowa śpiewa już sam wokalista. To zdecydowanie jedno z najwspanialszych nagrań w całej dyskografii Galahad.
Tak zakończy się edycja winylowa, natomiast na płycie kompaktowej znajdują się jeszcze dwie ścieżki. Na pierwszej z nich znajduje się bardziej dynamiczny utwór "Darkest Days", z mocniej zaakcentowaną partią gitary, który pasowałby idealnie do któregoś z albumów z 2012 roku. Tu jednak, po pełnym uniesień "The Last Goodbye" nieco burzy nastrój, przez co jego trudniej docenić w pełni jego wartość. Ot, tradycyjny kawałek w galahadowym stylu.
Na drugi deser otrzymujemy utwór znany zapewne większości miłośników kwintetu – „Open Water”, ten sam, który zamykał album „When The Battle Is Over” (2020) firmowany nazwą Galahad Electric Company, za którą schował się duet Nicholson – Baker. Ukazał się także jako samodzielna cyfrowa EP-ka. Tu słyszymy go w aranżacji na pianino, gitarę, instrumenty perkusyjne i wokal. Trzeba przyznać, że tak jak na wspomnianym albumie, tak i tu jest światełkiem w tunelu, które rozjaśnia otaczającą nas rzeczywistość. Tym razem nagrania dodatkowe, choć same w sobie ciekawe, nie mają tego potencjału, jakie niósł na przykład zamykający poprzedni album song „Another Life Not Lived”.
Podsumowując, kwintet z Dorset zaprasza nas na kolejną rockową ucztę, umiejętnie serwowaną. Najpierw dostajemy trzy smakowite przystawki ociekające galahadowym sosem, po których otrzymujemy dwa wykwintne dania w postaci nagrań „The Righteous and the Damned” i „The Last Goodbye”. Szczególnie to drugie kandyduje na mojej osobistej liście do ścisłej czołówki najbardziej ukochanych utworów z całej dyskografii Galahad. Wielkie brawa dla Nicholsona i kolegów, że potrafił niemal równocześnie przygotować dwie płyty, które stoją na bardzo wysokim poziomie i rok po roku walczą o czołowe pozycje w plebiscytach na ulubione wydawnictwa mijających dwunastu miesięcy.
Na koniec dodam, że autorem szaty graficznej, w tym bardzo udanej biało – czarnej okładki, jest ponownie Paul Tippett, a album ukaże się tradycyjnie pod szyldem wydawnictwa Avalon Records. Edycja winylowa zostanie przygotowana w ciągu najbliższych miesięcy przez poznańską oficynę wydawniczą Oskar Records / Independent Music Market.