Rainburn - Vignettes

Artur Chachlowski

Stałym bywalcom naszej witryny oraz uważnym słuchaczom audycji MLWZ nazwa ‘Rainburn’ nie powinna być obca. Mniej więcej 5 lat temu przedstawiałem debiutancką płytę tego indyjskiego zespołu pt. „Insignify” oraz będącą jej swoistym uzupełnieniem EP-kę „Resignify” (2019). Ci, którzy pamiętają doskonale wiedzą, że grupa Rainburn nie wprowadzała w swoją muzykę środkowowschodnich brzmień, wręcz przeciwnie - prezentuje się na wskroś po europejsku, wpisując się w szeroki nurt progresywnego rocka.

Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami Rainburn powrócił z nową płytą „Vignettes” nagraną w kompletnie zmienionym składzie. W zespole pozostał tylko jego lider Vats Iyengar (śpiew, gitary, fortepian), który dokooptował do składu nowych muzyków: Saakallya Biswas gra na gitarach (jest też razem z Iyengarem współkompozytorem części materiału), a Neilroy Miranda nad perkusji, zaś Derek Serbin pojawia się w jednym utworze („Party People”) na saksofonie.

Jak zatem prezentuje się Rainburn na swoim nowym wydawnictwie? Mam wrażenie, że na „Vignettes” akcenty przechyliły się zdecydowanie w stronę muzyki typowo rockowej. Bardziej hałaśliwej, meandrycznej, a chwilami nawet chaotycznej. Utwory są krótsze, nie przekraczają pięciominutowych rozmiarów, a w większości są to trzyminutowe, zwięzłe, gitarowe kawałki, w których nie ma ani miejsca, ani czasu na mozolne budowanie nastroju czy jakieś bardziej rozbudowane partie instrumentalne. Teraz Rainburn od razu zmierza do sedna i rozpędza się od pierwszego dźwięku, błyskawicznie przechodząc do muzycznego meritum.

Sporo na „Vignettes” jest dynamicznych i agresywnych momentów oraz zgrzytliwych riffów. Nie zawsze się to sprawdza, niestety. Śpiewający gitarzysta, Vats Iyengar, dość dobrze radzi sobie z ekspresyjnym demonstrowaniem ciągle zmieniających się emocji i chociaż może nie jest obdarzony jakimś szczególnie wyróżniającym się głosem, to jego emocjonalny styl dodaje muzyce jego grupy tyleż wyrazistego, co zaskakująco punkowego charakteru. Muzycznie ten stylistyczny przechył idzie właśnie w stronę punk rocka czy muzyki grunge, ale słyszalne są tu też elementy funky i jazzu (w „Party People”), jest też akustyczna instrumentalna miniatura „Siesta”, jest również odrobina balladowej liryki (w „Woofs, Purrs And Moos”), a nawet podejmowane są próby nawiązania do jeżozwierzowych klimatów (w „Identity”). Dlatego też wydaje mi się, że słowem, które najlepiej charakteryzuje muzykę na tej płycie jest ‘eklektyzm’. A może też ‘zamieszanie’ i pewnego rodzaju muzycznie ‘rozedrganie’?...

Nie powiem, że nowe wcielenie grupy Rainburn jakoś szczególnie przypadło mi do gustu. Wydaje mi się, że „Vignettes” to album przejściowy. Po całkiem niezłym progrockowym początku (wspomniane przeze mnie we wstępie dwa pierwsze wydawnictwa), teraz ten indyjski zespół poszukuje nowej tożsamości i aktywnie poszukuje dla siebie własnej ścieżki pójścia do przodu. Trzymam kciuki za jej znalezienie, ale nie ukrywam, że liczę też, że kolejny album przyniesie o wiele więcej pozytywnych emocji niźli recenzowane dziś przeze mnie wydawnictwo.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!