Pendragon - Red Shoes EP

Tomasz Dudkowski

Po wydaniu debiutanckiego minialbumu „Fly High Fall Far” i długogrającego krążka „The Jewel” w grupie Pendragon zaszły istotne zmiany personalne. Po pewnych zawirowaniach, do Nicka Barretta (wokal, gitary) i Petera Gee (bas) dołączyli przyjaciel Nicka z dzieciństwa, Clive Nolan (instrumenty klawiszowe) oraz Stephen Michael „Fudge” Smith (perkusja). W ten sposób wykrystalizował się line-up, który przetrwał kolejne 20 (!) lat (w 2006 roku Smith opuścił grupę).

W takim zestawie muzycy zagrali serię koncertów, co zostało udokumentowane płytą „9:15 Live”. Na niej znalazły się dwa premierowe utwory – „Please” i „Red Shoes”. I właśnie ten drugi z nich został wybrany do promocji płyty – jego studyjna wersja znalazła się na singlu z jednym (wersja 7-calowa) lub dwoma (na krążku 12-calowym) utworami na stronie B.

Nagranie tytułowe to próba stworzenia materiału, który sprawdziłby się na antenach stacji radiowych, czy też na… wieczorach tanecznych. To prosty rock’n’roll z, delikatnie mówiąc, mało intrygującym refrenem:

“You see her dancing in her red shoes, she's really living on a Saturday night

You see her dancing in her red shoes, she's really swinging on a Saturday night”.

Mamy tu co prawda solówkę, a nawet dwie, Barretta, ale nawet one niespecjalnie grzeszą urodą. Cóż, grupa ma zdecydowanie bardziej udane nagrania w swojej dyskografii…

Zostawmy zatem, bez żalu, „Czerwone buty” i przejdźmy do strony B. Pierwszym z dodatkowych nagrań jest „Searching”. To nastrojowa ballada, z subtelnym klawiszowo-gitarowym tłem i z bezapelacyjnie bardziej wyszukaną partią solową lidera, która fajnie płynie w drugiej części tego, krótkiego (3 i pół minuty) utworu.

Wersja na 12-calowym winylu zawiera dodatkowo utwór „Contact”. To bardziej dynamiczny numer, z wyraźną partią basu, miarową pracą perkusji i klawiszowymi ornamentami. Ozdobą jest solo Barretta w stylu Steve’a Rothery’ego, a i powracający motyw gitarowy potrafi zapaść w pamięć. Trochę szkoda, że w trakcie solówki przychodzi wyciszenie, bo aż prosi się, by pozwolić muzyce płynąć dłużej niż przez te 3 minuty wypełniające ścieżkę.

Producentem wydawnictwa jest Robert Prior, a autorem zdjęcia z okładki jest Martin Beckett. W tym przypadku muszę napisać, że niestety dobrze ilustruje ona główny utwór płytki, a sytuacji dodatkowo nie poprawia brak charakterystycznego logo grupy.

„Red Shoes” to najkrótszy z wszystkich minialbumów grupy. Trwa zaledwie 11 minut i to w wersji 12-calowej. Nie ukrywam, że tytułowe nagranie nie należy do moich ulubionych. Sytuację ratują nagrania ze strony B, które może nie porywają jakoś specjalnie, ale też nie przynoszą kwartetowi wstydu.

Podobnie jak w przypadku płyty „Fly High Fall Far”, EP-ka „Red Shoes” nigdy nie ukazała się jako samodzielne wydawnictwo na płycie kompaktowej. Materiał na niej zawarty znalazł się w repertuarze kompilacji „The B Rest Of Pendragon” (1993) i jej późniejszej wersji, zatytułowanej „Fallen Dreams And Angels And Other Loose Ends” (2022). Ta druga pozycja ukazała się także na dwóch winylach.

Kolejna próba zawojowania list przebojów spełzła na niczym. Myślę, że przyczyną takiego stanu rzeczy był fakt, że ten rodzaj muzyki rockowej, jaki zaprezentowali muzycy w nagraniu „Red Shoes”, to była nie ich bajka, przez co czuć, że zostało ono stworzone trochę na siłę. Na szczęście w późniejszych latach Barrett wraz z kolegami skupili się na tym, co im wychodzi najlepiej, przez co stali się jedną z najbardziej znanych grup grających progresywnego rocka.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!