Albumem „Kwiaty na Hałdzie” lider grupy Walfad, Wojciech Ciuraj, zamyka swój solowy projekt, Tryptyk Śląski, przygotowany z okazji setnej rocznicy Powstań Śląskich (na naszych łamach omawialiśmy poprzednie płyty: „Iskry w popiele” (2019) oraz „Dwa żywioły” (2020)). To cykl, na którym autor - historyk z wykształcenia, Ślązak z urodzenia i twórca z pasji – niezwykle udanie, a przy tym ciekawie, połączył swoje zainteresowania w jednym ambitnym projekcie.
Na poprzednie płyty Ciuraj zapraszał znakomitych gości (m.in. Józef Skrzek, Marian Dziędziel, Piotr Schmidt, Abradab), podobnie jest w przypadku nowego albumu, na którym można usłyszeć muzyków kojarzących się ze Śląskiem – między innymi legendę polskiego rocka - Apostolisa Anthimosa (SBB), grającą na lirze korbowej wokalistkę Karolinę Skrzyńską (Lion Shepherd) czy wielką nadzieję polskiego jazzu, Martę Wajdzik, która w kilku miejscach demonstruje swoje przeogromne możliwości, popisując się porywającymi partiami zagranymi na saksofonie.
Aby opowiedzieć historię III Powstania Śląskiego, którego gospodarczym efektem było przyłączenie sporej części śląskiego przemysłu (huty, kopanie) do Rzeczpospolitej, Ciuraj ponownie miesza gatunki i szuka nowych form wyrazu. Jego eklektyczne podejście do współczesnego rocka progresywnego sprawia, że każda kolejna płyta wymyka się muzycznym szufladkom. Nowa płyta po raz kolejny pokazuje jak szerokie są jego muzyczne horyzonty. Na płycie słyszymy analogowe instrumenty klawiszowe, agresywne gitarowe riffy, elementy charakterystyczne dla rock opery, mandolinę, saksofon, lirę korbową, a także ludowy zespół wokalny – Olzanki (w kończącym płytę nagraniu pt. „Czerwiec 1922”). Niesamowite są partie grane na Hammondzie przez Krzysztofa Walczyka, świetnie pracuje sekcja rytmiczna Klaudia Wachtarczyk (bg) - Jakub Dąbrowski (dr), wspaniale na klawiszach gra stały współpracownik Ciuraja, Dawid Makosz. No i wreszcie Daniel Kurtyka – gdy potrzeba, czai się gdzieś w cieniu, kiedy indziej wychodzi na pierwszy plan ze swoimi fantastycznymi partiami gitary. Wszystkie te elementy muzycznej i personalnej układanki przefiltrowane przez wrażliwość autora dają efekt zgoła niepowtarzalny.
„Tryptyk pomógł mi lepiej zrozumieć miejsce, w którym mieszkam i zdefiniować własną śląskość. Realizacja tego przedsięwzięcia kosztowała mnie wiele wysiłku, ale czuję, że dzięki tym płytom bardzo się rozwinąłem jako twórca” – mówi Ciuraj. I rzeczywiście, „Kwiaty na Hałdzie” to chyba najdojrzalszy i najtrudniejszy w odbiorze album tego muzyka. A zarazem dający najwięcej radości przy słuchaniu.
Podobnie jak w przypadku dwóch poprzednich części, podczas pracy nad nową płytą Wojciech uważnie przestudiował literaturę i teksty źródłowe, zaś sam pomysł muzyczny był już zarysowany znacznie wcześniej. Jeszcze przed rozpoczęciem pracy nad „Iskrami w Popiele” wiadomo było jaki charakter będą mieć poszczególne części tej opowieści. Ciuraj to artysta konsekwentny, działający według swojego masterplanu, rozwija się na z płyty na płytę, stara się ciągle redefiniować swój tryb pracy i unikać przyzwyczajeń. Dzięki temu jego płyty są tak różnorodne i robią się coraz ciekawsze. I coraz dojrzalsze; kompozytorsko, wykonawczo i aranżacyjnie.
„Kwiaty na Hałdzie” to rzecz dla wymagającego słuchacza, a zarazem najmroczniejszy album w dorobku Ciuraja. W pewien sposób zatacza on nim koło – na pierwszej płycie Walfadu pt. „Ab Ovo” (2013) był już utwór zatytułowany tak samo jak jego najnowsza solowa płyta. Daje to obraz tego gdzie kompozytorsko i wykonawczo był Wojtek wtedy i gdzie jest dzisiaj. „Znikąd”, „Dom stoi tam gdzie stał” (oba z udziałem Apostolisa Anthimosa), „W objęciach czarnych hałd", „Bitwa o Górę św. Anny”, „Pieron”, singlowy „Z kamienia i nocy” czy triada utworów rozpoczynających nowy album („Czas wyboru” – „Linia Korfantego” – „Kontury”) – to jedne z najmocniejszych kompozycji w całym, niemałym już, dorobku autora.
„Kwiaty na Hałdzie” oraz cały tryptyk powstańczy to ambitny, pełen wyzwań, interdyscyplinarny projekt, który moim zdaniem niełatwo będzie przebić. Bo to płyta mądra, pełna ważnych przesłań, a przy tym, obiektywnie rzecz ujmując, wypełniona bardzo ciekawą muzyką. Co w takim razie dalej? Jesienią tego roku wszystkie trzy części Tryptyku Śląskiego ukażą się na winylu w formie ekskluzywnego boxu. Jeśli zaś chodzi o kolejne plany wydawnicze, to podobno Ciuraj ma już pomysł na kolejną solową płytę. Znając determinację autora jestem pewien, że jego kolejny album będzie, tak jak „Kwiaty…”, równie imponujący, ambitny, ciekawy i znowu wymykający się jakimkolwiek próbom muzycznego zaszufladkowania. Nie liczyłbym jednak na to, że stanie się to szybko. Od pięciu lat Ciuraj praktycznie każdego roku wydaje nowy album (czy to z solo czy z Walfadem) i prawdopodobnie czeka nas teraz dłuższa przerwa wydawnicza. Osobiście nie mam nic przeciwko temu, szczególnie gdyby jeszcze udało się wysłuchać tego nowego materiału w wersji live. „Chciałbym jak najszybciej wrócić do koncertowania, by przedstawić te płyty w warunkach scenicznych, najlepiej jako jeden wielki koncert” – mówi Ciuraj. Nie miałbym nic przeciwko takiemu spektaklowi. Póki co, cieszmy się z tego co mamy. Tak więc, nastawmy „Kwiaty na Hałdzie” i w towarzystwie tej intrygującej muzyki odróbmy lekcję historii, przypominając sobie wydarzenia na Śląsku sprzed stu lat.