Nie kryję swojej ogromnej sympatii dla muzycznych poczynań brytyjskiego artysty Iana Gordona. Od lat śledzę jego dokonania, czy to solowe czy w różnych formacjach, i cieszę się ogromnie jak widzę, że jego działania idą naprawdę w dobrym kierunku. Tak było m.in. przed rokiem na zrecenzowanym przeze mnie jego solowym albumie pt. „His Quiet Hands”.
Dziś mam przyjemność poinformować o nowej płycie nagranej z udziałem Iana. Tym razem pod zespołowym szyldem o wdzięcznej nazwie Genie Cries. To trzyosobowa kapela, którą oprócz Iana Gordona tworzą jego bracia: grający na instrumentach klawiszowych Neil oraz tworzący jednoosobową sekcję rytmiczną, Gary. Ian gra na gitarze oraz śpiewa. Co ciekawe, jest to ich pierwsza oficjalna współpraca, co wydaje się dziwne, biorąc pod uwagę ilość projektów, w które bracia Gordon zaangażowani byli na przestrzeni lat (m.in. Drama, Tirian Flame, Magrathea – czy ktoś jeszcze pamięta tak udane płyty, jak „Legends” (2006) i „In Search Of The Crystal” (2008)?...).
Album „The Limits Of Deviation” to efekt rodzinnego eksperymentu i swoistej synergii talentów trzech braci – i to zarówno literackich (niesamowite pomysły na koncepcję tekstów poszczególnych utworów: od opowieści o wampirach i strachu w środku nocy, do wizji wyimaginowanego pałacu, który jest celem w pewnej grze wideo (polecam świetny i najdłuższy w tym zestawie dwunastominutowy utwór „Palace In the Sky”), jak i muzycznych: zespół Genie Cries jako żywo przypomina mi swoim brzmieniem grupę Spock’s Beard, szczególnie ze „środkowego” okresu jej działalności, czyli z czasów, gdy za mikrofonem stał Nick D’Virgilio. Nie jest to tylko kwestia tego, że barwa głosu Iana Gordona wykazuje ogromne powinowactwo do NDV, lecz jest to efekt także wielu innych czynników: harmonii, stylu, konstrukcji poszczególnych utworów czy charakterystycznej muzykalności. Szczerze powiedziawszy, to naprawdę wydaje mi się, że przez bardzo długie momenty ta płyta brzmi jak jakiś nigdy niewydany, dawno zapomniany album Spock’s Beard i z ręką na sercu powiem, że można byłoby mi łatwo wmówić, że słucham nagrań akurat tego doświadczonego amerykańskiego zespołu, a nie stawiającego swe pierwsze kroki tria braci Gordon.
„The Limits Of Deviation” to album progrockowy, ale znajdziemy na nim też sporo popowego materiału i trzeba przyznać, że choć całość ma w sobie kilka wzlotów i tyleż samo upadków, to jest też w tym zestawie kilka naprawdę interesujących fragmentów. Na przykład początek płyty w postaci pełnych polotu utworów „Stand Your Ground” (polecam teledysk do tego utworu – do obejrzenia pod tym linkiem) i „Sink” jest bardzo obiecujący i podnosi poprzeczkę oczekiwań dość wysoko, niestety tylko po to, by nastroje nieco opadły przy trzeciej piosence zatytułowanej „Light That Splits The Clouds”. Nie mogę też przekonać się do nieco infantylnego, moim zdaniem, utworu „Seven Boats”. Ale na szczęście niedługo potem pojawia się niesamowicie zgrabna ballada „Take The Time” oraz wspomniana już przeze mnie jedyna kompozycja o epickich rozmiarach (większość nagrań trwa po około 4-5 minut) - „Palace In The Sky”. Oj, słucha się jej wspaniale! Bardzo ładne jest też zakończenie płyty w postaci chwytającego za serce utworu „Landslide”. W sam raz na koniec tego, podkreślmy, naprawdę udanego albumu. Dziewięć, w większości udanych, pełnych niezwykłej melodyjności, utworów tworzy 55-minutową niezapomnianą muzyczną podróż przez różnorodne nastroje i pokazuje jak świetne muzyczne pomysły rodzą się w głowach braci Gordon.
Album „The Limits Of Deviation”, póki co, osiągalny jest jedynie w formie cyfrowej (szczegóły na portalu Bandcamp), ale są plany na rychłe wydanie go na fizycznym nośniku. Jest również dostępny na platformach Spotify i iTunes, co wydaje się o tyle ważne, że naprawdę gorąco rekomenduje tę płytę. Myślę, że fani dobrego prog rocka, szczególnie spod znaku Spock’s Beard, nie będą zawiedzeni. Warto tej płycie dać szansę. Niech uwolniony z butelki dżin zapłacze i spełni życzenia, by zespół Iana, Neila i Gary’ego osiągnął zasłużony sukces i zdobył należne mu uznanie.