Adventure - Tales Of Belle Part2-Unveiled By Fire

Artur Chachlowski

Jak obiecali, tak zrobili. A nawet z drugą częścią swojej muzycznej epopei muzycy z norweskiego Adventure uporali się znacznie szybciej niż pierwotnie zapowiadali. W kwietniu ukazała się płyta „Adventure - Tales Of Belle Part I - Across The Ocean”, będąca pierwszą częścią muzycznej opowieści o Belle Gunness – Norweżce urodzonej w 1859 r. jako Brynhild Paulsdatter Størset, która w 1881 roku wyemigrowała do USA, a przed swoim tajemniczym zniknięciem (śmiercią?) w 1908 roku zasłynęła tym, że stała się jednym z najokrutniejszych seryjnych morderców na świecie. Więcej szczegółów o życiu Belle Gunness znajdziecie w naszej recenzji poprzedniego albumu, którą zakończyłem słowami: „wydanie drugiej części tej muzycznej historii planowane jest na przełom tego i przyszłego roku”.

Jak już wspomniałem, z zadaniem tym zespół Adventure uporał się prędzej, bo już 16 września br. nakładem wytwórni Apollon ukazuje się drugi krążek, będący domknięciem cyklu. Nosi on tytuł „Tales Of Belle Part 2 – Unveiled By Fire”.

To album z gatunku takich, o których warstwie literackiej pisze się więcej niźli o samej muzyce. Tak więc przypomnijmy, że pierwsza część tej muzycznej opowieści zakończyła się tajemniczą śmiercią pierwszego męża Belle i jej przeprowadzką do miejscowości LaPorte w stanie Indiana. Część druga zawiera 10 utworów, do których punktem wyjścia jest śmierć jej drugiego męża, a następnie kolejnych jej ofiar (przeważnie bogatych mężczyzn starających się o rękę wielokrotnej wdowy) przerażający pożar na jej farmie prowadzący prawdopodobnie do śmierci głównej bohaterki, makabryczne znaleziska (groby jej licznych ofiar) na terenie farmy po pożarze, sądowy proces najemnego pracownika Raya Lamphere oskarżonego o spowodowanie tego pożaru i wreszcie jego wyznanie prowadzące do finalnego wniosku, że tak naprawdę nie wiadomo na pewno czy Belle Gunness zginęła w ogniu, czy nie. Podobno wciąż nie ma na to ostatecznego dowodu…

A muzyka? Najkrócej można by powiedzieć, że… nic nowego. Ale to nie zarzut. Muzyka na tej płycie jest ciężka, mroczna, a sama historia rozpisana jest na wiele głosów. Zasadniczo główne linie wokalne prowadzą Kjell Myran i Elen Cath Hopen, ale chciałbym zwrócić uwagę na utwór „La Porte Mort”, który skomponował i w którym zaśpiewał basista Terje Craig. To chyba najbardziej nośna kompozycja w tym zestawie, która przy odrobinie dobrej woli i wykrojeniu z całości mogłaby być kandydatem na przebój. Jedno jest pewne: nie ma żadnej stylistycznej wolty w stosunku do poprzedniego albumu. Funkcjonująca wciąż w tym samym składzie (Odd-Roar Bakken (instrumenty klawiszowe), Terje Flessen (gitary), Terje Craig (bas, wokal), Alf-Helge Lund (perkusja), Elen Cath Hopen (wokal, instrumenty klawiszowe, flety), Kjell Myran (wokal)) grupa Adventure nadal udanie porusza się po klimatach złotej ery symfonicznego hard rocka lat 70., umiejętnie mieszając ze sobą elementy progresywne, rockowe i folkowe. Gitary, bogata sekcja syntezatorów, a przede wszystkim organy Hammonda - to wciąż serce brzmienia zespołu, które wzbogacone jest wielopiętrowymi harmonicznymi wokalami oraz teatralną ekspresją interpretacyjną. Najbliższa referencja to klasyczny Uriah Heep, ale głęboko zanurzony w symfonicznym sosie przyprawionym nordyckimi akcentami. Jeśli ktoś wychował się heavy/progowej muzyce z lat 70., to z pewnością doceni to, co grupa Adventure proponuje na tym albumie. A gra naprawdę w dobrym stylu i ze sporym rozmachem... I to od samego początku w postaci mocnego otwarcia, czyli utworu „Cruel Mind”, aż po dwa niezwykle nośne finałowe nagrania „In Court” (zwracam tu uwagę na gościnny udział Michaela Martino w roli oskarżonego, Eilerta Ottema w roli sędziego oraz całego zastępu ‘spoken voices’ świadków procesowych i adwokatów, a także – uwaga, uwaga - Trondheim Symphony Orchestra z wywodzącą się z niej wiolonczelistką Marit Aspås na czele) oraz „Confession”, który jest ewidentnym stylistycznym ukłonem w stronę Uriah Heep, a zarazem, obok wspomnianego już „LaPorte Mort”, najbardziej wyróżniający się swoją chwytliwością fragmentem tego albumu.

Jako wisienkę na torcie potraktujcie taką ciekawostkę, że w niewielkim narracyjnym epizodzie na płycie pojawił się sam Clive Nolan (w utworze „I Finally Knew”)! To taki mały rewanż za przysługę, jaką Terje Craig i Elen Cath Hopen zrobili Clive’owi uczestnicząc w nagraniach płyt „Song Of The Wildlands” i „The Rise Of Medici”. Zresztą posłuchajcie sami. Pomijając makabryczną tematykę, „Tales Of Belle Part 2 – Unveiled By Fire” to z muzycznego punktu widzenia naprawdę bardzo przyjemna i udana płyta zamykająca się w 42 minutach, które przy słuchaniu upływają wyjątkowo szybko.

 

www.apollonrecords.no

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!