Kinetic Element - Chasing The Lesser Light

Artur Chachlowski

Losy amerykańskiej formacji Kinetic Element śledzimy na naszych łamach praktycznie od początku jej działalności, czyli od 2006 roku, kiedy w Richmond powołał do życia tę grupę Mike Visaggio, i od pierwszej płyty, wydanej w 2009 roku „Powered By Light”.

Nigdy nie przebili się do ścisłej czołówki amerykańskiego art rocka, ale ich kolejne płyty - „Travelog” (2015) i „The Face Of Life” (2019) – ugruntowały ich solidną pozycję rzetelnej, grającej ambitnego prog rocka grupy. Lub raczej symfonicznego rocka, gdyż począwszy od poprzedniej płyty muzyczne propozycje Kinetic Element ewidentnie utrzymane są w nurcie muzyki tak z okolic ELP (przede wszystkim!) oraz Genesis i Yes. Skład grupy ustabilizował się: oprócz lidera, Mike’a Visaggio (k), perkusisty Michaela Murraya i wokalisty Saint Johna Colemana mamy dwóch muzyków o polskich korzeniach: Peter Matuchniak gra na gitarach, a Mark Tupko na basie.

Najnowsza płyta nosi tytuł „Chasing The Lesser Light” (premiera 20 marca br.) i jest to prawdopodobnie najdojrzalsza rzecz w dorobku zespołu. To zdecydowany krok do przodu w porównaniu do chociażby nagranego w tym samym składzie i, skądinąd dobrego, poprzedniego albumu. Pomysł na płytę oparty został na koncepcie autorstwa Petera Matuchniaka. Chodzi w nim o powrót ludzkości na Księżyc, o ekspedycji na Marsa i o kosmiczne loty jeszcze dalej. Peter wpadł na pomysł, aby uhonorować wszystkich, którzy pracowali nad tym, by misje Gemini i Apollo zakończyły się sukcesem. W tekstach zawarte jest ludzkie pragnienie eksploracji kosmosu: od misji księżycowych sprzed 50 lat po współczesne plany związane z wyprawą na Marsa. Ten kosmiczny pomysł znajduje swoje odzwierciedlenie w muzyce. Nie, nie jest to space rock, lecz, można rzec, że klasyczny neo prog, ale o bardzo dojrzałym zabarwieniu. Utwory są długie, większość z nich trwa ponad 10 minut, a więc członkowie Kinetic Element to raczej nie mistrzowie lapidarnej wypowiedzi. Ale w tym szaleństwie jest metoda. Rozbudowane kompozycje składają się z segmentów, które są dobrze ze sobą połączone i zapewniają fajny flow. W tych długich utworach każdy z instrumentalistów znajduje dla siebie wystarczająco dużo przestrzeni, by błysnąć swoimi nieprzeciętnymi umiejętnościami i zachwycić odbiorcę ciekawymi pomysłami.

Program albumu „Chasing The Lesser Light” wypełnia pięć kompozycji:

1) „First Stage” (6:15) to apoteoza podróży kosmicznych, podczas których ludzkość nauczyła się latać wysoko i bez skrzydeł.

2) „Chasing The Lesser Light” (19:50) opisuje pierwsze lądowanie na Księżycu i postrzeganie Ziemi jako naszego wspólnego świata.

3) „Radio Silence” (9:55) mówi o niebezpieczeństwach związanych z podróżami kosmicznymi w kontekście wpływu na emocje i na życie rodzinne, w tym przypadku skupia się na relacji astronauty ze swoim synem. Muzycznie to, obok kompozycji tytułowej, zdecydowanie najciekawszy fragment albumu.

4) „We Can’t Forget” (11:35) to wizja łącząca przeszłość i ludzi, którzy przyczynili się do zakończonych sukcesem wypraw na Księżyc z przyszłością zobrazowaną tu jako nieodparta chęć ludzkości postawienia nogi na Marsie.

5) „Door To Forever” (15:18) opisuje marzycielską chęć podboju kosmosu, otwarcia drzwi do międzyplanetarnych podróży kosmicznych i odwiecznej chęci poszukiwania „nowego świata”…

Bardzo ciekawy to album, co najmniej na szkolną czwórkę i to z dużym plusem. Pozytywnie odcinający się na tle ‘przeciętnych’ wydawnictw z kręgu progresywnego rocka, ostatnimi czasy szerokim strumieniem walącymi do drzwi małoleksykonowej redakcji.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!