Pet Shop Boys - Nonetheless

Tomasz Dudkowski

Ponownie cztery lata musieli czekać fani duetu Pet Shop Boys na ukazanie się kolejnej, 15. już, płyty długogrającej w karierze panów Neila Tennanta i Chrisa Lowe’a. Oczekiwanie to umiliła w zeszłym roku bardzo udana EP-ka „Lost” oraz obszerne wydawnictwo „Smash”, na którym zebrano 55(!) singlowych nagrań grupy z lat 1985 – 2020. Wreszcie, z pewnym opóźnieniem wynikającym z lockdownu, w maju 2022 roku wystartowała trasa „Dreamland – The Greatest Hits Tour”, z którą niebawem angielscy dżentelmeni odwiedzą kolejne miejsca. Wśród nich znajdzie się Warszawa, do której zawitają 3 lipca. Przyznaję, że to godna podziwu aktywność…

Po trwającej blisko dekadę współpracy z producentem Stuartem Price’em, której owocami były albumy „Electric” (2013), ”Super” (2016) i wreszcie „Hotspot” (2020), duet zatrudnił do czuwania nad pracami Johna Forda, mającego na koncie albumy wyprodukowane m.in. dla Arctic Monkeys czy Depeche Mode (ubiegłoroczny „Memento Mori”). Ponadto ponownie podpisał kontrakt z wytwórnią Parlophone, pod skrzydłami której ukazały się najważniejsze ich płyty. Następczyni płyty „Hotspot”, która doczekała się na naszych łamach aż dwóch omówień (tutaj i tutaj) nosi tytuł (a jakże, jednowyrazowy) „Nonetheless” i przynosi 45 minut muzyki podzielonej na 10 ścieżek.

Wśród nich znajdują się dwa promujące całość nagrania – „Loneliness” i „Dancing Star”. Pierwsze z nich, utrzymane w średnim tempie, nawołuje do wyjścia poza strefę komfortu i przełamania często narzuconej sobie samemu samotności. Tu od razu możemy docenić wkład Johna Forda w brzmienie płyty. To on jest współautorem (wraz z Richardem Jonesem) orkiestrowych aranżacji, które wraz z dyskotekowym rytmem w stylu lat 70. stanowią o sile numeru. Drugim singlem jest utrzymany w podobnym klimacie „Dancing Star”. Tu wyróżnia się linia syntezatorowego basu Lowe’a, a w tle możemy usłyszeć niezwykle delikatnie przewijającą się gitarę w stylu Johnny’ego Marra. Piosenka opowiada o ucieczce gwiazdy baletu, Rudolfa Nuriejewa, ze Związku Radzieckiego w 1961 roku (miało to miejsce na lotnisku w Paryżu) i jego dalszej karierze w Europie Zachodniej:

“How did you get here?

Jumped the barrier at Orly Airport

Claimed political asylum there

Took all the KGB boys by surprise

I think they thought that you would never dare

But you knew you had to take a risk

You broke the rules over and over again

A fiery talent with a reputation

A trouble-maker among sombre men

 

Dancing star

That’s what you are

Came so far

You’re a dancing star

Dancing star

More power than a tsar

Yes you are

You’re a dancing star”.

To, oprócz uznania dla wielkiego talentu tancerza, także kolejny raz, gdy Tennant krytycznie wypowiada się o rosyjskiej dyktaturze zarówno tej z czasów ZSRR, jak i obecnej Putina (vide ubiegłoroczna pieśń „Living In The Past”).

Co ponadto otrzymujemy na „Nonetheless”? Po pierwsze ballady, z których każda zostawia po sobie pozytywne wrażenie. „New London Boy” to oparty na subtelnie pulsującym basie i spokojnym rytmie oraz przestrzennych klawiszach skąpanych w orkiestrowej mgle utwór z autobiograficznym tekstem Neila, który opowiada o swoim przybyciu z Newcastle do Londynu w 1973 roku. Opisuje swoje zetknięcie z kolorową sceną stolicy i wizytach w gejowskich klubach:

“A new London boy
like so many others
hanging around
with my glam rock brothers

A new London boy
Is everyone gay?
Am I just kidding myself
I’ll go all the way?
I remember wondering…”.

W środku otrzymujemy jeszcze rapowany fragment, który stylem nawiązuje do pierwszego wielkiego przeboju duetu, czyli „West End Girls”. Dodatkowo pojawia się jeszcze bardzo nastrojowa partia saksofonu.

„A New Bohemia” to wyraz tęsknoty za ideałami z przeszłości, w warstwie muzycznej oparty na wysuniętej do przodu orkiestrze, fortepianie i „żywej” sekcji rytmicznej. „The Secret Of Happiness” jest kolejnym przykładem niezwykłej zdolności duetu do komponowania utworów, które mogą zdobić ścieżki dźwiękowe filmów. Wspaniałe symfoniczne brzmienie instrumentów smyczkowych miesza się z nastrojowymi dęciakami, a całość brzmi niezwykle wyrafinowanie, w stylu Burta Bacharacha. A jakby tego było mało, to na finał otrzymujemy nagranie „Love Is The Law”, które z powodzeniem mogłoby się znaleźć na mojej ulubionej płycie duetu – „Behaviour” z 1990 roku. Opowiada ono o pobycie Oskara Wilde’a we Francji i jest zaaranżowane z rozmachem jakby miało ubarwić jakąś miłosną scenę w filmie o przygodach Jamesa Bonda. Sama końcówka brzmi mocno symfonicznie nawiązując do wstępu do „Loneliness” zamykając album klamrą.

Pozostałe cztery ścieżki, wraz z opisanymi powyżej singlami, stanowią bardziej dynamiczną część albumu. I tak „Feel”, pierwotnie napisany z myślą o solowym albumie Brandona Flowersa z The Killers, opowiada o kimś, kto umiera z tęsknoty za ukochaną osobą skazaną na odosobnienie. „Why Am I Dancing?” to chyba najbardziej kolorowy, w szybszym tempie utwór, który ponownie łączy motyw wykorzystujący instrumenty dęte z orkiestrowym tłem. Tu, podobnie jak w „New London Boy” i „Loneliness”, poruszany jest temat prób odnalezienia własnego ja po opuszczeniu rodzinnego domu:

“Why am I dancing

when I’m so alone?

What do I have to celebrate

here on my own?

 

I may as well be naked

for I’ve nothing to hide

I can feel tears in my eyes

Are they really justified

by all that I’m leaving behind?

 

I’m starting a new life

in a world far away

from the people who brought me up

and I disobey”.

Neil i Chris niejednokrotnie krytycznie wypowiadali się na tematy drażniące ich w świecie polityki. Podobnie jest w „Bullet For Narcissus”, w którym Tennant przedstawia świat widziany z perspektywy ochroniarza Donalda Trumpa:

“I’ve got eyes in the back of my head
for anything suspicious
and if my number’s up
I’ll take a bullet for Narcissus

This narcissus, his power is his dream
His politics are simply mean
He doesn’t trust what he hasn’t seen
He’s so banal, he’s made it mainstream

I see the tension in his eyes
The accusations he denies
I wonder if he’s realised
that right behind him he’s despised”.

To mój faworyt na tym albumie. Uwagę zwraca zwłaszcza motyw grany na gitarze, co w połączeniu z dyskotekowym rytmem i zachwycającymi orkiestracjami daje wrażenie jakby to był zaginiony utwór Electronic (przypomnę – duet stworzony przez Bernarda Sumnera (New Order) i Johnny’ego Marra (The Smiths) pod koniec lat 80., z którym Pet Shop Boys kilkukrotnie współpracowali).

Wszystkie powyżej opisywane utwory trzymają dobry lub przynajmniej niezły poziom, ale niestety, podobnie jak było to w przypadku „Wedding In Berlin” na płycie „Hotspot”, tak i tu pojawia się nagranie, które odstaje od reszty. Mowa o „The Schlager Hit Parade”, skupiającym się na niemieckiej powojennej eksplozji popu. Tu co prawda jest nieco lepiej niż na wspomnianym utworze z poprzedniczki. Muzycznie może podobać się wykorzystanie gitary akustycznej, ale razi mało wyszukany tekst, który wraz z podkładem brzmi jakby duet chciał zawojować lokalną bawarską listę przebojów dla emerytów w okresie Bożego Narodzenia. Może to i pastisz, ale jakoś mi nie pasuje do reszty materiału. Szkoda, że Neil i Chris nie zdecydowali się na zamieszczenie na płycie w to miejsce nagrania „If Jesus Had A Sister” z singla „Dancing Star”. Byłoby zdecydowanie ciekawiej, choć też i bardziej kontrowersyjnie.

Oprócz wersji podstawowej albumu można nabyć jego edycję dwupłytową i to zarówno na CD jak i białych winylach (te dostępne są tylko w sklepie zespołu). Na dodatkowym dysku otrzymujemy EP-kę „Furthermore”, na której duet (tym razem bez żadnych gości) prezentuje nowe wersje czterech nagrań z przeszłości. 3 z nich to ostanie numery w karierze Pet Shop Boys, które zawędrowały kiedyś na szczyt brytyjskiej listy przebojów. Są to w kolejności „It’s A Sin”, „Always On My Mind” i „Heart”. Szkoda, że zabrakło jeszcze jednego nagrania mogącego poszczycić się tym osiągnięciem, czyli „West End Girls”, tym bardziej, że w tym roku mija 40 lat od ukazania się pierwszej wersji tego utworu na singlu. Tracklistę uzupełnia jedno z ulubionych nagrań „Chłopaków” – „Being Boring”. I właśnie ono wypada najciekawiej w nowej wersji, głównie przez dodanie partii mówionej. Jednak ten minialbum może być ciekawostką dla fanów, gdyż tych nowych wersji słucha się przyjemnie, ale nie dorównują one niestety oryginałom.

Jeśli jesteśmy już przy formatach wydania tego materiału, to tym razem duet wraz z wytwórnią mocno zaszalał. Są dwie wersje kompaktowe, jedno- i dwupłytowa edycja winylowa (dostępnych jest kilka wersji kolorystycznych), kaseta magnetofonowa oraz, po raz pierwszy, płyta Blu-ray z miksem przestrzennym w formacie Dolby Atmos, w którym album brzmi jeszcze przyjemniej.

Album zdobi najciekawsza, w mojej opinii, okładka od czasów płyty „Fundamental” (2009), ze zdjęciem obu panów na białym tle. To także nawiązanie do klasycznych okładek zdobiących krążki „Please” (1986), „Actually”, czy wymienianego wielokrotnie „Behaviour”. To ponownie owoc współpracy ze studiem Farrow.

Wracając do zawartości głównego krążka, to zamieszczony na nim materiał jest zdecydowanie najbardziej symfoniczny w całej karierze grupy, co jak wspomniałem w dużej mierze jest zasługą producenta płyty. Dzięki temu całość brzmi spójnie (oprócz może jednego nagrania), w klimacie zbliżonym do płyty „Elysium” (2012), ale robiącym od niej dużo lepsze wrażenie. Daleko mu do poziomu „Behaviour” (choć pewne podobieństwa zauważam) czy „Actually” (1987), ale trzeba przyznać, że mimo upływającego czasu Neil Francis Tennant i Christopher Sean Lowe wciąż potrafią stworzyć albumy, których słucha się z zaciekawieniem i wielką przyjemnością. I oto chodzi. Nowych fanów ta płyta pewnie grupie nie przysporzy, ale dotychczasowi wielbiciele powinni być zadowoleni. Zostawmy nagrywanie dzieł przełomowych (choć teraz już o takowe raczej trudno) innym, a duetowi Pet Shop Boys pozwólmy robić to, co potrafią najlepiej – komponować i nagrywać niebanalne piosenki pop.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!