Australijski zespół Anubis celebruje 20. rocznicę działalności, wydając nową płytę zatytułowaną „The Unforgivable”. Jej premiera przewidziana jest na 6 września br. i czuję, że będzie to jedno z najważniejszych płytowych wydarzeń końcówki tegorocznego lata.
Na „The Unforgivable” Anubis powraca do opartego na narracji formatu albumu koncepcyjnego, co dobrze zadziałało już w przeszłości na „230503” (2009) i „A Tower Of Silence” (2011). Mówi klawiszowiec David Eaton: „Podczas covidowego lockdownu Rob (Robert James Moulding – wokalista Anubis – przyp. aut.) i ja zostaliśmy ‘uwięzieni’ z około dwiema godzinami wielościeżkowych niedokończonych jammów. W tym okresie siedzieliśmy w domu i oglądając mnóstwo filmów dokumentalnych na Netflixie o dziwnych kultach religijnych wpadliśmy na pomysł, by wstępnie połączyć to wszystko w jeden długi 45-minutowy utwór. Po prostu wydawało się logiczne, że wszystkie te rzeczy ułożą się w jedną całość – a kiedy po pandemii spotkaliśmy się wreszcie razem jako zespół, zademonstrowaliśmy kolegom to, co udało się nam zrobić i wszyscy natychmiast poparli nasze nowe pomysły”.
Album opowiada historię młodego mężczyzny, który wciąga się w sektę religijną funkcjonującą na środkowym zachodzie Ameryki, znaną jako Legion Aniołów. Po pełnym rozczarowań odkryciu „drugiego dna” jej działalności postanawia z niej uciec. „The Unforgivable” to mroczna historia opowiedziana w formie jednego epickiego utworu podzielonego na dziesięć części.
Konstrukcyjnie, stylistycznie i, po części, także literacko przypomina to debiutancki krążek Anubis, album „230503”. Na „The Unforgivable” panuje podobna atmosfera oraz opowiadana jest bardzo przejrzysta, linearna historia. Jest to bez wątpienia pewien stylistyczny zwrot w stosunku do poprzedniej płyty „Homeless” (2020), która z jednej strony była bardziej przystępna, ale też, w mojej opinii, była swoistym jakościowym zjazdem w dół w porównaniu z poprzednimi albumami.
Ale teraz krzywa znowu idzie w górę. W dodatku o „The Unforgivable” wcale nie można mówić jako o albumie trudnym w odbiorze. Podzielona na krótsze rozdziały opowieść jest jasna, jej poszczególne części połączone są ze sobą, płynnie przechodząc jedna w drugą, pojawiają się ciekawe sekcje instrumentalne (te najciekawsze chyba w „Shadows Cloak The Gospel” i „One Last Thing”), napięcie budowane jest stopniowo, a całość ma bardzo spójny charakter.
Po krótkim, ledwie minutowym, instrumentalnym wstępie („A Legion Of Angels”) pojawia się „The Mark Of Cain” – temat, który można uznać za wizytówkę całej płyty, ale też dobrze zbiera on w sobie wszystkie najważniejsze cechy muzyki Anubis: melodyjność, krystaliczną czystość brzmienia, spokojne, precyzyjną pracę instrumentalistów, soczyste brzmienie klawiszy, strzeliste partie gitar, charyzmatyczne pociągnięcia grającego na perkusji Steve’a Eatona i szlachetny, lekko nosowy, głos Roberta Mouldinga. Każdy z muzyków ma dla siebie przestrzeń, w której może zabłysnąć, a harmonie i interakcje, są naprawdę wyjątkowe. W dodatku, w utworze tym słychać delikatne nawiązania, jakby nutkę inspiracji czerpaną z dorobku tuzów brytyjskiego neo prog rocka, szczególnie grupy IQ.
Potem Anubis serwuje odrobinę dynamiki – „Alone” i „The Chains”. Chropowate partie gitar na tle kakofonicznych partii syntezatorów budują mroczny, tajemniczy nastrój. Pewnie żadnego z tych kawałków nie rekomendowałbym jako samodzielnie istniejącego utworu, ale obydwa znakomicie spełniają swoją rolę jako integralne elementy tej dźwiękowej układanki.
Teraz pora na jeden z moich najbardziej ulubionych fragmentów płyty – temat „One Last Thing” to wyciszenie i bardzo nastrojowa ballada, spokojna, rozwijająca się we własnym, powolnym tempie, znajdująca swoje ujście w majestatycznym finale osiągającym prawdziwe dźwiękowe apogeum dzięki poprzedzającej go fenomenalnej partii gitar.
Część VI, „All Because Of You”, rozpoczyna się od dźwięków pędzącego po torach pociągu, by za chwilę z tego hałasu wyłoniła się fortepianowa melodia dający początek bardzo ładnej piosence, w której główną rolę odgrywają organy, harmoniczne partie wokalne oraz, znowu, finezyjna i soczysta partia gitary. Jest ona zarazem początkiem kolejnej części, „The End Of The Age” – rozpędzonej, jakby podkręcającej jeszcze bardziej tempo i znów zachwycającej ładną melodią oraz harmonicznymi partiami wokalnymi (na chwilę pojawia się tu też żeński wokal), które przywodzą na myśl pewne pomysły grupy Spock’s Beard (na przykład z utworu „Something Very Strange”).
Na co jeszcze warto zwrócić uwagę? Ósma część suity – temat „Back” – została wyedytowana jako singiel. Nic dziwnego, bo „Back”, choć to trochę oniryczny utwór, to ma dość nośny refren, a harmonie we wspaniały sposób obudowywują główną partię wokalną, w której ekspresyjny głos Mouldinga niemalże bliźniaczo upodabnia się do Adriana Belewa, co sprawdza się tutaj rewelacyjnie. Dzięki temu „Back” może dobrze funkcjonować jako samodzielny, melodyjny i poruszający utwór i nie sprawia wrażenia wykrojonego na siłę z całości czy wyrwanego z kontekstu albumu, kawałka.
Na szczególne wyróżnienie zasługują dwa ostatnie rozdziały tej historii: „Shadows Cloak The Gospel” oraz tytułowy „The Unforgivable”. To dwa bardzo mocne punkty programu tego wydawnictwa. Takie, że po ich wybrzmieniu, gdy płyta przestaje się kręcić, w uszach pojawia wrażenie uporczywej ciszy. I można je przezwyciężyć tylko w jeden jedyny sposób: nastawić ten album od początku i posłuchać go z uwagą raz jeszcze…
Nowy album Anubis ma swoje tempo, ma swoją dramaturgię, ma odpowiednio stopniowane napięcie i cały wachlarz jednoznacznie pozytywnych emocji. Ma wreszcie wszystkie możliwe walory, dzięki którym można zaliczyć go do grona jednego z najciekawszych i najambitniejszych progrockowych wydawnictw tego roku. Dużo się na nim dzieje, a jeżeli jesteście sympatykami Marillionu, IQ czy Pendragonu, to będziecie po prostu wniebowzięci.
Udała się ta płyta australijskim muzykom. Uważam, że ten album wart jest dokładnego poznania i wielokrotnego przesłuchania. Bo za każdym razem odkryć można na nim coś nowego. Anubis prezentuje na nim nowoczesną odmianę neo progu i myślę, że każdy fan tego gatunku znajdzie po jego wysłuchaniu wiele powodów do autentycznej radości.