Po wydaniu albumu „44 minutes” doszło do chwilowych (jak się potem okazało) zmian w składzie grupy Millenium, których rezultat można było usłyszeć na wydanej z końcem ubiegłego roku płycie „MMXVIII”. Zastępujący za mikrofonem Łukasza Galla Marek Smelkowski nie zagrzał jednak długo miejsca w składzie i wspomniane wydawnictwo pozostało jedynym śladem tego krótkiego epizodu.
Po odejściu Marka historia zespołu zatoczyła koło i do zespołu powrócił Łukasz Gall - wieloletni wokalista Millenium. Materiał zarejestrowany po jego powrocie został nagrany w podstawowym składzie, bez udziału dodatkowych muzyków (jak to bywało wcześniej). W postaci płyty „The Web” otrzymaliśmy dość typowe jak na Millenium wydawnictwo, z charakterystycznym dlań brzmieniem i sztafażem, ale bez saksofonu oraz żeńskich chórków. Bez dodatkowego wokalnego tła głos Łukasza wydaje się jeszcze pełniejszy oraz pełen dramaturgii, która jakże pasuje do kontestu nowego wydawnictwa. Temat przewodni albumu „The Web” nie jest może do końca oryginalny, gdyż niektóre kwestie obecne w warstwie literackiej były już w przeszłości niejednokrotnie poruszane w tekstach wcześniejszych utworów. Tytułowa pajęczyna to symboliczna pułapka, w którą może wpaść każdy. Uzależnienie od hazardu, narkotyków lub alkoholu często doprowadza do depresji, samotności i myśli samobójczych. Lekiem na to zło jest przyjaźń oraz miłość drugiej osoby. O tym właśnie opowiada album „The Web", na którym zespół Millenium przedstawia historię, w której każdy z nas może odnaleźć siebie i stać się bohaterem walczącym o miłość, spokój i szczęście.
Już sam początek albumu w postaci niespełna dwuminutowego intra „The Web – Part 1: The Beauty Of Her Face” oraz wypływającego zeń utworu „Loser” wprawia słuchacza w niesamowity nastrój. Kolejne kompozycje bardzo przypominają wcześniejsze dokonania Millenium. Momentami odnoszę wrażenie, że aż za bardzo. Zapewne moje odczucia potęgują się dlatego, iż dobrze znam wszystkie dotychczasowe wydawnictwa zespołu i w uszach pobrzmiewają mi dźwięki, które już wcześniej słyszałem. Być może to zamierzony plan, tym bardziej, że zespół świadomie zastosował na nowej płycie efekt powracających tematów, czego najlepszym przykładem mogą być porozrzucane w programie płyty trzy części kompozycji tytułowej. Nic więc dziwnego, że w drugiej części tytułowego utworu, akustyczny motyw brzmi bardzo podobnie do tego z początku albumu. Z kolei elektronicznie przetworzony głos w początkowych fragmentach „Name On The Sand” kojarzy się chociażby z podobnymi zabiegami w koncertowych numerach z płyty „Back After Years”. Najmocniejszym punktem w „Name On The Sand” są rewelacyjne solówki gitarowe Piotra Płonki. Pod sam koniec płyty, w najbardziej rozbudowanej ze wszystkich, trzeciej części kompozycji tytułowej (obdarzonej podtytułem „Who Can Bring Them Back To Life?”) mamy wyciszające się klawisze i wokal acapella, ale potem syntezatorowe dźwięki ponownie wracają i tym samym finał płyty przypomina trochę końcowe fragmenty albumu „Exist”.
Przysłuchując się uważnie całości odnoszę wrażenie, iż w postaci „The Web” otrzymaliśmy muzyczny przekrój przez całą dotychczasową twórczość Millenium jakby w jednej pigułce, w której spina się spójny przekaz literacki. Tak jakby przez to zespół chciał zasygnalizować, a właściwie podkreślić, fakt powrotu Łukasza do składu. Dlatego wydaje mi się, że choć niby to nowy początek, czy też nowy rozdział w historii Millenium, to wszystko wróciło na stare tory. Podkreślmy: dobre tory. Właściwe. Choć muszę też przyznać, że nowa płyta Millenium, przynajmniej przy pierwszym kontakcie, nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia, jak chociażby albumy „Exist” czy „Puzzles”. Ale kto wie, być może z każdym kolejnym przesłuchaniem przekonam się do tej płyty jeszcze bardziej?...