Sam już nie wiem czy Eddiego Muldera klasyfikować bardziej jako solowego artystę współpracującego z progrockowymi zespołami i projektami (Flamborough Head, Leap Day, Trion, Odyssice) czy raczej jako członka Flamborough Head / Leap Day mającego coraz większą potrzebę realizowania się w komponowaniu akustycznych gitarowych miniaturek?...
Wysoka częstotliwość ukazywana się jego solowych płyt (wydaje je poznańska oficyna Oskar) świadczy o tym, że to właśnie solowa działalność jest obecnie jego artystycznym priorytetem. Wydane na przestrzeni pięciu ostatnich lat kolejne albumy pełne krótkich, melodyjnych i bardzo często melancholijnych kompozycji (polecam małoleksykonowe recenzje jego kolejnych płyt: „Dreamcatcher” (2015), „Horizons” (2016), „In A Lifetime” (2018), „Waves”Waves” (2018) i „Victory” (2019)) jednoznacznie wskazują kierunek muzycznych poszukiwań gitarzysty.
Nie inaczej jest na jego najnowszej kolekcji nagrań zatytułowanej „Beyond The Eye”. Zawiera ona aż szesnaście tematów zagranych przez Muldera wyłącznie na gitarze McIlroy 55 bez żadnych instrumentalnych podpórek ani też dodatkowych efektów dźwiękowych. To bardzo organiczne, można by rzec, że wręcz klasyczne granie. Jak z nut. Artysta, jego talent, wrażliwość oraz instrument, za pomocą którego wyczarowuje on swoje magiczne dźwięki, które z kolei tworzą przyjemny, prawie godzinny konglomerat kontemplacyjnej i relaksacyjnej muzyki. A przy tym bardzo melodyjnej. Tylko tyle. I aż tyle. Do słuchania z głową na poduszce na koniec męczącego dnia…
Dziś taka miniaturowa muzyczna konwencja odpowiada Eddiemu Mulderowi najbardziej. Z każdego dźwięku przebija informacja, że właśnie takie granie najbardziej go cieszy. Czy i kiedy przyjdzie pora na powrót do progrockowych klimatów? Nie wiadomo. Ale jestem przekonany, że dowiemy się niebawem…