Galahad Electric Company - Soul Therapy

Tomasz Dudkowski

Kończąc recenzję poprzedniego wydawnictwa Galahad Electric Company „When The Battle Is Over”, które ukazało się niemal dokładnie 12 miesięcy temu, napisałem, że na rok 2021 przewidziana jest premiera płyty „właściwego” albumu Galahad pt. „The Last Great Adventurer”. Niestety jego premiera przełożona jest na początek 2022 roku (album jest na etapie miksu), ale dobrą wiadomością jest to, że zespół zgromadził tyle materiału, że być może ukażą się dwie płyty (jak to miało miejsce 10 lat wcześniej przy okazji wydania płyt „Battle Scars” i Beyond The Realms Of Euphoria”). Nie oznacza to jednak, że fani grupy są przez nią zaniedbywani. We wrześniu ukazała się, zapowiadana od dawna, winylowa edycja klasyka zespołu z 1998 roku „Following Ghosts”, niezawodny gitarzysta Lee Abraham zaprezentował kolejny doskonały krążek, zatytułowany „Only Human”, a 22 października premierę miało trzecie wydawnictwo sygnowane nazwą Galahad Electric Company.

Z kronikarskiego obowiązku przypomnę, że za tą nazwą kryje się duet Stuart Nicholson  - Dean Baker, czyli odpowiednio wokalista i klawiszowiec kwintetu z Dorset. 54 minuty nowego albumu wypełniło siedem zupełnie nowych piosenek napisanych między listopadem a grudniem 2020 roku oraz cztery utwory pozostałe z sesji nagraniowych do poprzedniej płyty. Te nowe kompozycje powstały w niezwykle trudnym okresie dla Stuarta. W listopadzie ubiegłego roku swoją pięcioletnią walkę z rakiem przegrała jego matka, Maureen, stąd powstałe wówczas utwory nabrały niezwykle osobistego charakteru, co przełożyło się na ogólny wydźwięk wydawnictwa.

Album rozpoczynają nastrojowe dźwięki prawie tytułowego "Therapy". Pianino, delikatny beat programowanej perkusji, syntezatorowe plamy oraz głos Nicholsona. Całość ma nieco soulowy charakter, głównie za sprawą sposobu śpiewania wokalisty, który miejscami kojarzy się z głosem Micka Hucknalla. Swoje robią tu też ciekawie rozwiązane chórki.

„You, you are my therapy

You, you are my therapy

My destiny

My confirmation

 

Well, I’m just sitting here looking at you

Thinking about all the wonderful things that we could do”.

"All That Glitters" rozpoczyna rozmarzony głos Stuarta zaprezentowany na tle kosmicznie brzmiących klawiszy i delikatnego podkładu perkusyjnego. Na uwagę zasługuje solowa partia klawiszy imitująca saksofon oraz umieszczona na końcu wokaliza.

“A tidal wave sweeps in from nowhere

And takes you out to sea

So look out, keep your wits about you

So you can ride this wave

And live for another day

 

All that glitters is not gold

How many souls have to be sold

Some things that glitter are merely fool’s gold”.

Umieszczony na ścieżce numer 3 utwór "Gone To Ground" to kolejny spokojny fragment z klimatycznym solem Bakera w jego środku. W refrenie śpiew Nicholsona robi się podniosły niczym w "Amaranth" z albumu "Sleepers". "Fluidity" przynosi zmianę nastroju. Dominuje tu mocniejszy rytm, wyrazisty syntezatorowy bas oraz przede wszystkim przepuszczony przez vocoder głos Stuarta wygłaszający pojedyncze słowa, głównie po... niemiecku, co zbliża całość do dokonań Kraftwerk. To chwilowe rozluźnienie ustępuje ponownie zadumie, którą przynoszą utwory "The Living Ghost" i "Everywhere I Look”. Oba oparte są na stonowanym podkładzie, a na pierwszy plan wysuwa się głos wokalisty, który przepięknie wyśpiewuje bardzo osobiste wersy:

“Although trapped in the background

Forever forbidden to touch

What was once something

Has now passed

 

Everything has its time

But eventually fades in to the distance

And we all become just stories in the end

 

But sometimes I feel like I’m lost in the shadows

Sometimes I feel like I’m just a living ghost

 

I do not exist, but those moments make me feel so alive” (The Living Ghost).

 

W drugim z wymienionych nagrań Nicholson w bardzo bezpośredni sposób opłakuje stratę matki i pustkę jaką po sobie zostawiła:

“From the cutlery and the mats on the dining room table

To the copious notes on the calendar on the wall

Which will soon be out of date

But on the wall it stays… for now...

 

Everywhere I look I see you, Everywhere I turn I sense you

Everywhere I go you’re there, Everywhere I look I feel you

 

And you are everywhere I look, but nowhere

This will always be so hard to bear

And my heart will be broken for all time

But you will live on in my heart

You will live on my heart

Forever, forever, forever”.

 

Po tym przepięknym wyciszeniu przychodzi czas na bardziej rytmiczny "Monster In The Dark" z zadziornym śpiewem. Tu z kolei moje skojarzenia, szczególnie w refrenie, biegną w kierunku dokonań Duran Duran. "When The Darkness Comes" to ponownie żywsze tempo z mocno zaznaczonym basem i dominującym werblem oraz wysokim śpiewem Nicholsona. Podobny klimat występuje także w "I Cannot Forgive You". Tu dodatkowo uwagę przykuwa ciekawy motyw klawiszowy oraz dosadny tekst o stracie zaufania (zilustrowany w książeczce bardzo wymownym zdjęciem wysuniętego środkowego palca):

“We had everything in place

All you had to do was follow instructions

It really wasn’t rocket science

All you had to do was put it in place

 

I cannot believe, you completely fucked up

I cannot believe you totally messed up

I can’t forgive you

Faceless chancers

Yes you’re faceless chancers

Useless idiots”.

 

"Muted Expectations" rozpoczyna się jakby autorem muzyki był Vince Clarke. Skojarzenia z wczesnym Depeche Mode, Yazoo czy nawet subtelniejszymi dokonaniami Erasure są tu jak najbardziej na miejscu, tym bardziej, że śpiew Nicholsona miejscami brzmi podobnie do wokalu Andy’ego Bella. Finał w postaci trzyminutowego "A Belly Full of Stones" to tylko pianino, eteryczna orkiestracja i śpiewany wyjątkowo nisko tekst o pustce wywołanej stratą bliskiej osoby i radzeniu sobie z depresją.

„I’m not really where I want to be

There’s a raging storm deep inside of me

I want to shout and I want to scream

As you’ve compromised my dreams

I’ve got a belly of stones that I really want to throw

But I know it’s just not the way I should go

Got to reel in the instincts, keep it under control

Try and be rational and stem the flow

Life has faded but the spirit remains

The memories and the thoughts say the same

Love will out in the end I’m sure

Love will out in the end I’m sure”.

Trzeci album duetu przynosi porcję wyjątkowych nagrań zbudowanych przy pomocy nieco innych środków wyrazu niż ma to miejsce na albumach macierzystej formacji. Choć flirt z elektroniką niejednokrotnie pojawiał się i tam. Coś co miało być tylko odskocznią stało się formacją, której dyskografia stale się powiększa o coraz ciekawsze pozycje, albowiem „Soul Therapy” to dla mnie zdecydowanie najbardziej interesujące dokonanie firmowane nazwą projektu, udowadniające, że panowie Baker i Nicholson odnaleźli się doskonale w tych mniej rockowych klimatach proponując nam przemyślany koncept, w których intrygujące podkłady mistrzowsko współgrają z nietuzinkowymi liniami wokalnymi oraz osobistymi tekstami. Zgodnie z tytułem jest to terapia dla poranionej duszy muzyka, który doświadczył bólu po odejściu bliskiej osoby.

Polecam fanom brzmień zakorzenionych w latach 8. oraz po prostu miłośnikom dobrej muzyki. A ja czekam teraz nie tylko na zapowiadany od dłuższego czasu „The Last Great Adventurer”, ale także na kolejne propozycje firmowane nazwą Galahad Electric Company.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!