Natura rządzi się innymi prawami niż świat, który stworzył człowiek. Tam wszystko jest prostsze, nie dorabia się filozofii do faktu narodzin czy śmierci. Zwierzę zabija z głodu, broniąc stada lub walcząc o terytorium. Dzień zaczyna się ze wschodem słońca, a kończy wraz z cichym zapadnięciem kurtyny ciemności. Czyny wyzwala moc pierwotnego instynktu przetrwania. Dlatego życie ma w sobie taką potęgę i toruje ścieżki pośród nieprzebytego gąszczu, dżungli pełnej niebezpieczeństw. Potrafi pokonywać niewyobrażalne bariery…
Od niepamiętnych czasów personifikowano świat zwierząt, nadawano im cechy charakteru typowe dla ludzi - szczególnie te, które piętnują i ukazują negatywne przymioty naszej rasy. To jak dzielenie się odpowiedzialnością, bólem i smutkiem. Niekiedy jednak symbolika podąża w drugą stronę. Staramy się obrazować swój potencjał porównując się do zwierząt. Do ich wytrzymałości, mocy, potęgi, wielkości czy piękna.
Album „Fauna” to nie tylko wspaniała muzyka. To fenomenalne, bogate w treść teksty - poetyckie i emanujące czarem. I nie ma tu przypadkowości w sferze tytułu, grafiki i strony lirycznej. Muzyka przenika słowa niczym pryzmat, rozszczepia się na milion barw i odcieni prawdziwego, soczystego rocka.
A wszystko zaczęło się tak dawno temu. Rok 2007 niósł ze sobą tyle emocji i pomysłów na nowe drogi rozwoju. Nic dziwnego, że trzech kumpli ze szkolnej ławy postanowiło stworzyć zespół. Richard Henshall (gitara/keyboard), Ross Jennings (wokal) i Matt Marshall (gitara) mieli głowy pełne koncepcji i serca tętniące zapałem. To wystarczyło, aby powstał zalążek Haken. Wkrótce dołączył do nich perkusista Raymond Hearne i klawiszowiec Peter Jones. Z pomocą basisty zespołu To-Mera, Toma MacLeana, nagrali pierwsze demo (2007). Rok później odeszli Jones i Marshall, a skład zespołu zyskał dwóch nowych muzyków - gitarzystę Charlie Griffithsa (Linear Sphere, Anchorhead) i klawiszowca Diego Tejeidę. Pierwsze wydawnictwo studyjne ukazało się w 2010 roku. Był to album „Aquarius” i stanowił on pierwszy prawdziwy rozdział w księdze muzycznych doświadczeń grupy Haken. Rok później zespół wydał drugi krążek - „Visions”, a w 2013r. znakomity album „The Mountain”. Nie ukrywam, że jest on, obok najnowszego wydawnictwa, moim faworytem w dyskografii Brytyjczyków. Zmiana personalna na stanowisku basisty spowodowała, że już na wydanej w 2016 roku płycie „Affinity” pojawiło się nazwisko Connera Greena. Taki line-up był na dwóch następnych albumach - „Vector” (2018) i „Virus” (2020). Przez ostatnie trzy lata grupa Haken zwolniła nieco tempo, zarówno za sprawą pandemii, jak też innych projektów muzycznych członków zespołu, przede wszystkim Rossa Jenningsa.
Autorem grafiki zdobiącej okładkę i wnętrze książeczki najnowszej płyty jest artysta znany dobrze fanom metalu - Dan Goldworthy (Glory Hammer, Alestorm, Stylosis, Xentrix, Charlie Griffiths,Aborted). Nie ma chyba rzeczy, której nie potrafiłby zdefiniować w swoich plastycznych wizjach. Rozumie dźwiękowy alfabet i czuje muzyczny przekaz zespołów, którym tworzy okładki. Dorzuca drew do ognia wyobraźni. Podkreśla symbolikę i mariaż pomiędzy obrazem, a brzmieniem ukrytym w zapisie nutowym. Szympans zasiadający w wiktoriańskim fotelu z jedwabną tapicerką, przy stoliku z orzechowego drewna. Delikatna porcelana, wzorzyste tapety z roślinno-ptasim deseniem, obrazy w klasycznych brązach - klimat dobrobytu i elegancji. Szympans uzmysławiający, jak cienka linia dzieli Homo Sapiens od małp człekokształtnych. To zaledwie 1 do 2 procent genów. Jak często dominują w nas pierwotne zachowania i nie wystarczy założyć frak, żeby stać się Księciem Monaco.
Płyta „Fauna” miała premierę 3 marca 2023. Została wydana nakładem wytworni InsideOut. W składzie zespołu pojawił się ponownie Peter Jones zasiadający przy instrumentach klawiszowych. Pozostali muzycy trwają niezmiennie w szeregach Haken: Ross Jennings, Charlie Griffiths, Richard Henshall, Raymond Hearne i Conner Green. Na płycie znalazło się dziewięć utworów (w wersji deluxe jest dodatkowy dysk z instrumentalnymi wersjami każdego utworu). Każdemu z nich jest przypisany symbol zwierzęcy, jak znak, który określa myśl przewodnią danej kompozycji.
„Taurus – ten utwór otwiera całość mocnym, agresywnym akcentem gitar. Z tego grzmiącego chaosu wyłania się głos Jenningsa - niczym mesjasza prowadzącego lud do upragnionego Edenu. Nawet stracone pokolenie może walczyć, podążać wśród mrocznych korytarzy zniszczonego przez siebie świata i szukać rozwiązań: „We’ll be a million faces, a generation lost, a path of self- destruction...”. Mamy jednak być uparci w swoich dążeniach i silni, bo nie należy oglądać się za siebie w wędrówce przez płaskowyż rzeczywistości. Czeka nas nowe życie - nowe wyzwania. To co nas nie zniszczyło, może tylko wzmocnić: „This thread bestowed upon us. Will only strengthen us. Don’t look back. A new life’s waiting...”. Bardzo ciekawy jest dialog pomiędzy wokalem, gitarami i synkopowanym rytmem prowokowanym przez sekcję rytmiczną. Refren balsamuje ciężar zwrotki osadzonej w stalowym chaosie, grzmiących bębnach i mrocznych barwach. Dużo tu instrumentalnych „łączników” niezmiernie ozdobnych w swojej formie. Brzmieniowy chaos jest niczym pęd byka upartego w swoich zamiarach lecz pogrążonego w szaleństwie, czego efektem jest zniszczenie i zagłada. Z każdego chaosu wyłania się równowaga... Czasem droga do celu musi być pełna zakrętów. To cena za nasze człowieczeństwo. Najważniejsze jest odnalezienie Avalonu: „All not saved will be lost if It’s a nowhere road. We’ll find salvation. Somewhere is Avalon!...”.
„Nightingale” - fortepianowe intro wykonane przez Jonesa nadaje finezji opowieści pełnej słowiczego śpiewu. Delikatność i ukojenie przewijają się pośród zawikłanej gęstwiny dźwiękowych figur budowanych przez gitary i bas, ze szczyptą drżących bębnów. Instrumentalne pasaże, karkołomne riffy i subtelność osadzona w tle nanoszonym przez sekcję rytmiczną. Delikatność pieśni słowika działająca jak balsam na schorowaną duszę: „Heal me with your song. You are forgiven for all your sins. Dig in with your claws. Sleep now in blissful. Heal me with your song...”.
„The Alphabet Of Me”. To co nas zaboli bardzo głęboko, zostaje na zawsze. Jest raną, która się nie zabliźni. Czy to oznaka słabości, czy ludzka wrażliwość w swoim apogeum? To alfabet wnętrza, duszy ukrytej pod sztywną marynarką ciała. „I’m the sage on a ship of fools. There’s a tear in the rain. I will feel till the end of the road to be born falling into line or fall like dominoes?...”. Prostota klawiszowych akordów i wokal. Stopniowe rozbudowywanie brzmienia i rytmu. Chórki w tle znakomicie korespondujące z pastelowym wokalem Jenningsa. Drżenie gitarowych miękkich riffów, jednostajny rytm i wulkan namiętnych brzmień w refrenie. Jest tu soczystość i wigor, jaki przeplata się z freskiem malowanym przez trąbkę mistrza jazzowych klimatów - Miguela Gorodi.
„Sempiternal Beings”. Szept perkusji rozwiera bramy do świadomości. Jak bardzo jesteśmy śmiertelni, jak daleko stąd do wieczności? Rytm przybiera na sile, fuzja gitar z basem zazębia się z misternym tłem pełnym echa. Raymond Hearne tworzy energetyczny pomost pomiędzy zwrotką a refrenem. Cudowne wyciszenia, niczym cienie tonące w zakamarkach tajemniczego ogrodu, pośród milczenia spowitego w esencję spływającą spomiędzy strun gitary: „And I’m seven less heartbeats away but no one’s keeping time. The lengths I would go through to meet with you in another life...”.
„Beneath The White Rainbow”. Granica pomiędzy naszym lękiem i odwagą przeciwstawiania się brutalności realnego świata to odwieczna przyczyna, przez którą żyjemy z sercem na wysokich obrotach, z podwyższonym poziomem adrenaliny, pod presją, która działa jak prasa hydrauliczna i wyciska z nas resztki spokoju: „Dazed by the crimson haze, we recall cinder cascades. Hearts beating faster now for we know what future awaits...”. Twarde riffy są przeciwwagą do spokojnego śpiewu Jenningsa. Towarzyszy mu nostalgiczny akompaniament. Bardzo efektowne jest przejście wokalu o oktawę w górę, zgrabne wspięcie się w górne rejestry ukazujące niezaprzeczalne walory głosu Rossa. Zmiany tempa, wachlarz różnobarwnej nastrojowości, zderzenie improwizacyjnych sekwencji klawiszowych z basowymi woltami tworzy bardzo ciekawy brzmieniowy melanż.
„Islands In The Clouds” - to jeden z moich ulubionych utworów z „Fauny”. Miękkie, falujące rytmy spajają się z linią wokalną. Praca gitar zaskakuje swoim ambientowym szlifem. Chwilami jest to istna jazda bez trzymanki, oscylująca pomiędzy niskim rejestrem a ciszą. Spojrzenie za siebie jest jak odbicie w sali luster nieczynnego od lat lunaparku podczas pełni księżyca. Złowrogie cienie snują się między drzewami zatopionymi powodzią naszych snów i pragnień. Czym jest świadomość? Wyspą w chmurach? W co mamy wierzyć? Kim jesteśmy? Czy kołowrót życia zatoczy swój krąg ponownie? „Fear in your soul (As we stare into the sun) A coil tightly bound. (They reveal themselves to us) But we’ll never fall (In the abstience of creed) From the island in the clouds (We submit to reason)”.
„Lovebite” to jeden z najbardziej przebojowych utworów na płycie wyrywający swoją energią deski z podłogi. To historia miłosna ubrana w kolce i żądła. Eksplozja uczuć sączona z tętnic ofiary, zmagania pełne żądzy i niezrozumienia. Teatr zmysłów z modliszką w roli głównej: „My heart’s still beating on the outside (The devil’s at your throat) we consumate, decapitate. I teste the venom of your lovebite...”. Soczyste harmonie, żywiołowy, ekspresyjny refren. Cóż więcej trzeba, żeby zabłysnąć na firmamencie progmetalowych hitów 2023 roku?
„Elephants Never Forget” to dla odmiany kompozycja najbardziej złożona stylistycznie, z najpotężniejszą dawką progresywnej ekwilibrystyki, jazzowym fundamentem, pysznymi acz niezwykle krótkimi solówkami gitary. Improwizacja, synkopowany rytm, myśl przewodnia, która ewoluuje na milion sposobów. Szalone liryki pełne symboliki i gniewu, wiatru milknącego w zaułku pychy, wstydu, perwersji: „Take a little look behind the curtain if you dare, if you are certain. Gaze upon a perversion. Cross my pain. A penny will buy you a soul. Pain, the only thing it feels bury your shame, we are all friends here...”.
„Eyes Of Ebony” jest wisienką na torcie. To niesamowicie spokojna i wyważona kompozycja zamykająca album. Nostalgiczna w przekazie, emanująca odcieniem późnego popołudnia. Epicko zamyślona, ozdobiona chórkami i głębokim wokalem Rossa Jenningsa. Szafranowe brzmienie gitary utkane z przędzy delikatności nadaje całości niebywałej elegancji. Pożegnania, uczucia, zmysłowość, pamięć… „Ash clouds in the distance littered the sky. Light faded in the world as I said „goodbye”. The claw of raven pierced the air. Weep now or nevermore. I peered into the eyes of ebony in a doleful state of reverie, frozen in the umbra of the past...”.
Tak zaczyna się ten utwór. I nim kończy się płyta. Niedopowiedziana do końca. Resztę musi stworzyć nasza wyobraźnia. Byk, mechaniczny słowik, papierowy jednorożec, meduza, lis namalowany na białej porcelanie, jajko z wykluwającym się dinozaurem, czarna wdowa, słoń i kruk - symbole, krople rosy zawieszone w muzycznej pajęczynie. Kolejny rozdział w dyskografii zespołu Haken. Bardzo dobry rozdział. Warto było czekać na ten album trzy długie lata.