Thorne, Steve - Malice In Plunderland

Olga Walkiewicz

Steve Thorne to artysta budujący wokół siebie specyficzną aurę w trakcie koncertów. Po raz pierwszy usłyszałam go wiele lat temu, gdy supportował Arenę. Należy do grupy twórców, którzy nie konstruują skomplikowanych form muzycznych. Jest rodzajem współczesnego barda. Spod jego ręki wychodzą piosenki. Gdyby się uprzeć i koniecznie zaszufladkować muzykę jaką tworzy, to oscyluje ona pomiędzy popem a rockiem z silną inklinacją progresywną. Pierwszą płytą jaka wpadła mi w rękę był jego album „Emotional Creatures Part One” z 2005 roku. Znakomity, pełen barw i emocji. Niepowtarzalny w swojej delikatnej melodyjności i zaangażowanych tekstach. Co się od tego czasu zmieniło? Powstały dwie kolejne części „Emotional Creatures Part Two” (w 2007) i „Part Three” (w 2020), które nie prześcignęły „Jedynki”, ale i tak są w mojej klasyfikacji wyżej niż albumy „Into the Ether” (2009), „Crimes and Reasons” (2012) czy „Island of the Imbeciles” (2016).

Na debiutanckim albumie, aż roiło się od znakomitych gości. Można było nawet pomyśleć, kto się nie pojawi na krążku Steve’a, tego nazwisko zniknie z rankingów popularności w progrockowym świecie. Kogo my tam nie mamy… Gary Chandler, Martin Orford, Geoff Downes, Tony Levin, John Jowitt, Paul Cook, Nick D’Virgilio czy Steve Christey. Podobnie na dalszych dwóch albumach. Długo mogłabym wymieniać muzyków, którzy ubarwili swoją obecnością jego muzykę. Późniejsze płyty to już jednak coraz węższe grono zaproszonych gości.

Najnowszy album - „Malice In Plunderland” ukazał się 15 kwietnia 2023r. nakładem White Knight Records. Nagrany został w gronie bliskich przyjaciół. Swoją obecność zaznaczyli tu Kyle Fenton (perkusja), Nick D’Virgilio (perkusja) i Geoff Lea (gitara prowadząca). Steve zagrał na pozostałych instrumentach i zaśpiewał. Na płycie znalazło się dziesięć kompozycji. Nie ma tu niespodzianek. Steve pozostał sobą w stu procentach. Po raz kolejny stworzył kolaż sensualizmu krótkiej formy muzycznej ze stroną liryczną koncentrującą się na problemach polityki, socjologii i ekonomii. Steve potrafi być brutalnie szczery i dosadny w tekstach. Nie waha się stosować sformułowań i zwrotów wykraczających poza „stosowne normy” języka literackiego. Czyli, mówiąc wprost, potrafi siarczyście przeklinać w takt czarownej muzyki. Kto to wie, może to bardziej efektywny sposób, zamiast leżeć jak Rejtan i krzyczeć „veto!”? Poza tym w Zjednoczonym Królestwie można mówić to, co gdzie indziej nie wypada.

Utwór „Rubble and Dust” jest muzycznym atakiem na sfery rządzące. To refleksja bolesna w swoim przekazie, będąca efektem rozczarowania i braku zaufania. Steve wyszedł z założenia, że każdy rodzaj „demonstracji”, nawet muzycznej, musi być pełen pasji i ognia. Taki jest ten kawałek. Podłączony pod linię wysokiego napięcia, choć nadal pachnący Chanel No.5.

„We’ll emerge from the rubble and dust. Be more careful when giving out trust away. All the bloodlines be severed and burned. Take some value from all that you’ve learned today...”.

Tytułowy „Malice In Plunderland” to kolejne nawiązanie do zakłamania, jakie szery się w polityce. Steve uświadamia jak bardzo niesprawiedliwy jest świat, jak bezkarne są sfery rządzące, których potęga budowana jest na fundamencie kłamstwa i grabieży. Polityczna przemowa miesza się ze świetną sekwencją perkusji. Stopniowo narastają emocje i szum tłumu domagającego się „igrzysk”. W to polityczne zaangażowanie wpleciona jest bardzo ciepła melodia i zadziorny głos Thorne’a. Nikt nie potrafi wyczarować tak smakowitego gitarowego solo jak Geoff Lea. Szkoda, że takie krótkie.

„Tall And Strong” to taka ballada - nie ballada. Muzycznie jest subtelnością i spokojem. W połączeniu z wartkim tekstem, jest jak rewolucjonista broniący swoich ideałów lub żołnierz pełen wiary w zwycięstwo. Wokal ustępuje miejsca cudownej gitarowej solówce i oddala się na fali marzeń sklejonych oddechem muzycznego wiatru.

„To the people that haven’t got a clue. Buckle up, there’s revolution due. We’re gonna grind ‘till there’s nothing left to crush. We were born to be free as birds and thus”.

W „Catherine Wheel” Steve uzmysławia nieuchronną brutalność wydarzeń, jakie kształtują politykę i wpływają na bieg historii. Człowiek tonie w oceanie teorii spiskowych, jest marionetką i niezależnie od tego co zrobi, świat się kręci w zawrotnym rytmie, porywając z sobą myśli, marzenia i naszą wiarę w to, że możemy coś zmienić.

„The pseudo scientism crew are running out lies to spew. The goverments are breaking down, the media, the crooked crown. As the stars spin like a Catherine wheel and the doomsday marchants close the deal on the world...”.

Gitary tworzą muzyczną ścieżkę, splatają się z rytmem perkusji, za którą zasiada Kyle Fenton z Cosmograf, podobnie jak w utworze tytułowym i „Tall And Strong”. Swoją drogą, to ciekawe doświadczenie słuchać dwóch tak odmiennych muzyków, jakimi są Fenton i D’Virgilio. Każdy artysta wnosi do muzyki indywidualną sygnaturę, zostawia w niej niewidoczne inicjały, nadaje delikatnego blasku.

„Cup of Truth” urzekło mnie od pierwszego przesłuchania. To muzyczny brylancik błyszczący delikatnym światłem. Niby zwyczajna piosenka, a ma w sobie to „coś”. Linia wokalna skojarzyła mi się w trochę z „Fly High Michelle” Enuff Z’Nuff. Warstwa liryczna jest mniej przesycona „politycznym wersetem”, są tu odniesienia do życia, jego wartości i wspomnień. Do wiary w lepsze jutro i spełnienie życiowego przesłania.

„And there’ll be no lies in our clear blue skies, and we’ll drink a cup of truth right now, coz the word is out and it’s all about and we’ll drink the cup of truth right now”.

Kolejny utwór to ponowne starcie na arenie, gdzie króluje władza i religia. Steve kieruje swoje ostre jak brzytwa słowa w kierunku ekip rządzących, a politykę utożsamia z chciwością i żądzą kierowania światem. Tym samym światem, gdzie bóg ma płaszcz zszyty z dolarów, a w ręce dzierży CKM zamiast berła.”Who or Where You Are” rozpoczyna się gitarowym motywem, który rozkwita wraz z wokalem Thorne’a. Perkusja Nicka D’Virgilio nadaje marszowy rytm, muzyka jest dość jednostajna. Odnosi się wrażenie, że Steve Thorne przywiązuje tu większą wagę do tekstu, a jest on bardzo wyrazisty i pełen goryczy:

„We’re the fallen from the bible, the angels in the dust, the creators of the world of greed and lust, there’s a govermental virus, an object of the mind from the Oxford Eton clowns that rob you blind. They’ve got you spinning round a star. You don’t know who or where you are...”.

Steve ma szaloną zdolność łączenia oazy łagodności, jaką jest każdy dźwięk jego kompozycji, z ciężką gramaturą warstwy słownej. To jakby roześmiana, złotowłosa królewna śpiewała o rewolucji. Słuchacz, który nie rozumiałby tekstów, mógłby pomyśleć, że to piosenki o miłości, tańczących rusałkach i ogrodach pełnych rozbrykanych faunów. A tu masz babo placek - polityka w wydaniu „uzbrojonym” w słowa ostre jak japońska katana. W „These Clowns” Thorne nie bawi się w uprzejmości, szczególnie w ostatniej zwrotce:

„Minister talking, see how lies right through his teeth. Zombies are stalking deep in the underground benaeth. Back in Whitehall twisted barristers preside, dark agendas made to take you for a ride...”.

W „Good Times To Come” Steve nawiązuje do okresu pandemii, czasu gdy politycy i koncerny farmaceutyczne manipulowały informacjami, ustalały swój porządek, wprowadzały reguły, które bynajmniej nie służyły prawom i wolności ludzi. Nie dawały rzeczywistego obrazu sytuacji, jaka wtedy zapanowała na świecie. Ich orężem było kłamstwo i obłuda.

„The corporate fictions are in despair. They thought they rule us, Hey! Fuckers au contraire. The Sheep will bleat and whine while anarchy’s the game we’ll play out...”.

Kojąca muzyka i mocny tekst. Łagodny głos Thorne’a kontra ostre jak żyletka słowa. Majestatyczna gitara rozkręcająca niebiańskie solówki i gniew wpleciony w warstwę liryczną. Taki chytry muzyczny przekładaniec - niby grupa artystyczna, a za plecami naostrzone noże.

Nagranie „To Mock a Killingbird” to nakładające się na siebie głosy, szczęk zamka, zatrzaśnięcie drzwi z cytatem: „The lock stepped lame stream media of the united hates of hysteria”.

Na zakończenie mamy jeszcze kompozycję „Downstream” - Nick D’Virgilio na perkusji, Geoff Lea na gitarze i Steve Thorne - bohater tej rewolucji, wojny na słowa i myśli z cudowną muzyką w tle, na pierwszym planie, z przodu i z tyłu – wszędzie…

„War upon word with a twist of absurd inquisition. Shifting the burden of proof to a whole new position. Down in the valley the wind whisperssecretsof purest creation. The breath of the garden that was some dream, downstream… Some dream , downstream...”.

To taki ciepły technicolor zatopiony w rytmie. Zdarzenia przemiksowane przez wyobraźnię artysty, mariaż dwóch światów ścierających się ze sobą. To cały Steve. Piosenki lekkie i odurzające swoją piankową miękkością i wbijanie na pal odpowiedzialności, egzekucja świata polityki bez chwili zawahania, bez wątpliwości. Można być muzycznym bardem, można być egzekutorem, poetyckim Herodem odzianym w zbroję dźwięków. Może nim właśnie jest Steve Thorne?… Osądźcie sami.

MLWZ album na 15-lecie Tangerine Dream: dodatkowy koncert w Poznaniu Airbag w Polsce na trzech koncertach w październiku Gong na czterech koncertach w Polsce Dwudniowy Ino-Rock Festival 2024 odbędzie się 23 i 24 sierpnia Pendragon: 'Każdy jest VIP-em" w Polsce!