Amerykańskie zespoły mają w sobie niespożytą siłę i ekspresję. Są jak jednostki specjalne FBI. Totalnie perfekcyjne i bezwzględnie oddane temu co robią. Szalone w swoich pomysłach i nieznające granic. Jak muzycy i ich fascynujące dzieła. Jak świat, który nas otacza.
IZZ - to krótka nazwa, lecz jak pełna treści. Pochodzi od pseudonimu baseballowego miotacza Jasona Isinghausena, który grał niegdyś w New York Mets, drużynie faworyzowanej przez Johna Galgano. Nietrudno się domyślić, że zespół pochodzi z Nowego Jorku. Powstał z inicjatywy braci Johna (bas, gitara, syntezatory, wokal) i Toma Galgano (syntezatory, wokal) w 1996 roku. Skoro dzieciństwo spędzali razem na słuchaniu muzyki, to młodość spoiła ich pasję znacznie twardszym cementem. Wspólne plany to wielkie słowo. „Big Apple” daje dużo możliwości realizacji muzycznych wizji. Trzeba być jednak niesamowicie upartym i pracowitym. Nie wystarczy kochać pięciolinie wypełnione nutami i mieć głowę pełną pomysłów. Zespół krystalizował się krok po kroku. Do braci Galgano dołączył przyjaciel Johna z college’u - perkusista Greg DiMiceli. Kolejnymi członkami grupy zostali Brian Coralian (elektroniczna i akustyczna perkusja, instrumenty perkusyjne) i Paul Bremner (gitara). Niebawem do składu dołączył basista Phil Gaita.
Pierwszy album studyjny, „Sliver Of A Sun”, ukazał się w 1999 roku. Paul Bremner miał w tym czasie różne zobowiązania i oficjalnie występował w innym zespole, więc figurował wtedy jako muzyk, który udziela się gościnnie. Wystąpili tu jeszcze dwaj wokaliści: Danielle A. Valdes i Michele Salustri. Kolejna studyjna płyta ujrzała światło dzienne w 2002 roku. „I Move” ozdobiły swoimi pięknymi głosami: Anmarie Byrnes i Laura Meade. Kolejną pozycją w dorobku fonograficznym IZZ był album z 2004 roku - „Ampersand”. Laura i Anmarie znajdowały się już wtedy w oficjalnym składzie zespołu. Rok później ukazał się „My River Flows”, a w 2009 - „The Darkened Room”. Na kolejnych płytach studyjnych mamy niezmienny zestaw muzyków: „Crush Of Night” ukazało się w 2012, „Everlasting Instant” w 2015, „Ampersand, Volume 2” w 2016, natomiast „Don’t Panic” w 2019 roku.
Premiera najnowszego albumu grupy IZZ miała miejsce w czerwcu tego roku. Został on nagrany już bez udziału Annmarii. Na krążku zatytułowanym „Collapse The Wave” znajduje się jedenaście kompozycji o zróżnicowanej formie i charakterze. Nie ma szans, aby odszukać tu dwa podobne do siebie utwory. Każdy ma swój niepowtarzalny charakter, mówi odrębnym językiem i jest ubrany w inną szatę stylistyczną. Pomimo, że zespół znam od niedawna, było sprawą oczywistą zapoznać się z całą ich twórczością. Zrobiłam to z czystą i nieukrywaną przyjemnością, bo to bardzo wartościowa i ciekawa muzyka. Odnoszę przy tym wrażenie, że bardzo szybko osiągnęli artystyczną dojrzałość. Poszczególne płyty prezentują wysoki poziom muzycznych umiejętności, z albumu na album ewoluują i coraz bardziej rozwijają swoje muzyczne skrzydła. „Collapse The Wave” jest mariażem doświadczenia, entuzjazmu i świeżości. Jest tu pozytywna energia i kropla refleksji. Są wszystkie siły ukryte w młodzieńczej energii i suma doświadczeń zdobytych przez konsekwentne obserwowanie świata.
Album otwiera „We Are the 3rd” - kompozycja niezwykle barwna, zmienna jak kameleon, zaskakująca zwrotami akcji, tempa i stylistyki. Lubię taką progresywną „nieprzewidywalność”. Cudowny utwór. Można tu odnaleźć aurę kompozycji The Flower Kings, być może przez wokal Johna zbliżony barwą do Hasse Fröberga i specyficzne partie klawiszy. Do tego fenomenalne partie basu i smakowite dialogi z Tomem i niezrównaną Laurą Meade. Kobiecy pierwiastek nadaje muzyce IZZ eteryczności i jest jak mleczna pianka na czarnym jak heban espresso. To utwór w którym więcej się dzieje niż w filmach Quentina Tarantino. Trzeba być cały czas czujnym, żeby nie uchybić najmniejszej kropelki czarownego eliksiru, jakim karmi nas IZZ. Prawda jest taka, że każde kolejne przesłuchanie płyty uwalnia coraz większe porcje serotoniny i daje sposobność odkrywania nowych pokładów piękna.
Delikatny „So Many Voices” trwa zaledwie 1,5 minuty, a ma w sobie tyle treści. Temat jest generowany przez fortepian i wokal. Otula swoją miękkością i subtelnym feelingiem.
„Brace For Impact” to bomba energetyczna. Szaleństwo klawiszowych impresji, ekspresyjna sekcja rytmiczna i ponownie znakomity duet wokalny, który przenika przestrzeń w czarno-białym odcieniu. Gitarowe solo wplata je miękko pomiędzy dźwięczny głos Johna, instrumentalne wariacje i niesamowity pęd nadawany przez sekcje rytmiczną.
„Deep Inside” jest stworzony dla Laury, jej kojącego głosu i zmysłowości. Gitarowe motywy pojawiają się przelotnie, niczym pomost łączący słowa i zdania czy promień światła przenikający dyskretnie pomiędzy chmurami.
Tytułowy utwór, „Collapse the Wave”, rozpoczyna się jazzową fantazją nakręcaną przez sekcję rytmiczną i gitarę. Strefa instrumentalna jest w muzyce IZZ bardzo zaznaczona i rozbudowana. Kompozycje są tworzone z rozmachem i wyobraźnią. Soczyste brzmienia, świetne wokale i wszystkie kolory świata nanizane są na nitkę fantazji.
„Sometimes Sublime” opiera się na gitarowym akompaniamencie i linii wokalnej budowanej przez Laurę Meade. Paul Bremner jest mistrzem nastroju i potrafi kilkoma akordami wyczarować motyw układający się w przepiękną melodię. Spokój zostaje zmącony finałową solówką.
W pięciominutowym „There’s Hope” jest dużo improwizacji, ciepła brzmiących chórków w klimatach kojarzących się z zespołem Yes i całkiem niezłego tempa.
„Brethren” to instrumentalne intro z efektownym popisem perkusyjnym, a specjalistów gry na tym instrumencie tu nie brakuje. Brian Coralian i Greg DiMiceli częstują słuchaczy porywającym jam session. Kolejna porcja fantastycznych pomysłów pojawia się w „Not About Me”. Barwna żonglerka stworzona przez głosy Laury Meade i braci Galgano jest prawdziwym majstersztykiem wokalnym. Motywy instrumentalne prześlizgują się zgrabnie pomiędzy słowami i spajają je w efektowną całość.
„Soak Up the Sunlight” prowokuje do tańca. Kwieciste chórki, urokliwe improwizacje klawiszy i smakowita gitarowa solówka zabierają słuchacza w niesamowitą podróż. To jeden z ciekawszych utworów tego albumu, na zakończenie którego otrzymujemy jeszcze pełen energii utwór: „And We Will Go” - szybki, nieco szalony, barwny niczym puzzle.
„Collapse The Wave” to album dojrzały, inspirujący wachlarzem pomysłów, zaskakujący i bardzo udany. Takich płyt nie odkłada się na półkę. Smakuje się je i doświadcza wielokrotnie, odkrywając za każdym razem nowe szczegóły i ukryte wartości. IZZ w umiejętny sposób łączy ze sobą nowoczesne brzmienia z klasyką rocka lat 90., wprowadza je do swojego osobliwego świata, nadając im piękną muzyczną tożsamość.