Arena – Lifian Tour MMXXII

Tomasz Dudkowski

W 2020 roku grupa Arena miała świętować swoje 25-lecie. Pandemia jednak wywróciła do góry nogami cały świat, nie tylko muzyczny, i na obchody rocznicy musieliśmy poczekać 2 lata. A że najlepiej wyruszać w trasę mając do zaprezentowania coś świeżego, zatem brytyjski kwintet przygotował nowy materiał w postaci płyty "The Theory Of Molecular Inheritance". Prace nad nią trwały od jakiegoś czasu i pierwotnie miały powstać w składzie znanym z dwóch poprzednich albumów ("The Unquiet Sky" (2015) i "Double Vision" (2018), czyli Clive Nolan (instrumenty klawiszowe), Mick Pointer (perkusja), John Mitchell (gitary), Kylan Amos (bas) i Paul Manzi (śpiew). Świadczą o tym choćby zdjęcia, które znalazły się w książce "From The Beginning - A Photographic History Of The First 25 Years!" (2020), w której nowy krążek miał swoją zapowiedź. Okazało się jednak, że ta gruba księga z załączonymi dwiema płytami kompaktowymi z zapisem występu z Veruno w 2019 roku było ostatnim wydawnictwem z sympatycznym wokalistą z burzą kręconych włosów. Cóż, zmiany personalne na stanowisku za mikrofonem nie są w historii Areny niczym nowym. Najpierw był John Carson, którego zastąpił Paul Wrighston. Na jego miejsce przyszedł Rob Sowden, którego zmienił wspomniany Paul Manzi. Żaden z wymienionych pieśniarzy nie wystąpił na więcej niż trzech płytach studyjnych. I gdy już wydawało się, że ta reguła zostanie zburzona nastąpiła kolejna roszada. O ile wymienieni wokaliści nie byli wcześniej szerzej znani rockowej publiczności, tak tym razem zespół zdecydował się na współpracę z prawdziwą legendą, muzykiem mającym za sobą występy w grupach Threshold, Landmarq czy też współpracującym z Arjenem Lucassenem, Adamem Wakemanem oraz nagrywającym płyty solowe - Damianem Wilsonem. I właśnie z nim w składzie Arena świętowała swoje 25, a właściwie 27-lecie. A skoro o rocznicy mowa, to nic dziwnego, że podczas koncetowych spotkań z zespołem, a przynajmniej na większości z nich, można było wysłuchać fragmentów z wszystkich studyjnych płyt.

Tradycją jest, że jakiś czas po zakończeniu trasy grupa dokumentuje ją wydawnictwem "live". Jeśli dobrze liczę, to wydany 20 października zestaw "Lifian Tour MMXXII" jest już dziewiątym albumem koncertowym Areny ukazującym się na płytach kompaktowych. Zespół skupił się bardziej na przedstawieniu przekrojowego materiału z całej swojej kariery niż na zaprezentowaniu nowej muzyki ze świeżo wówczas wydanej płyty. Jest ona reprezentowana przez zaledwie trzy nagrania: porywający "Time Capsule", którym grupa rozpoczynała koncerty oraz podniosłym "The Equation" i zagranym w połowie setu finale płyty studyjnej, cudownym "Life Goes On", w którym wydajnie wokalnie Wilsona wspierają Nolan, Mitchell i Amos. Ciekawostką jest fakt, że muzycy wybrali do repertuaru koncertowego taką samą liczbę pieśni z albumu „The Seventh Degree Of Separation” (2011), czyli pierwszego nagranego z Paulem Manzi na wokalu. Już jako druga zabrzmiała kompozycja „Rapture” ze świetną partią perkusji Pointera (tak, wiem, zwykło się krytykować jego zdolności muzyczne, ale tu naprawdę nie ma się do czego przyczepić, a użycie podwójnej stopy robi wrażenie). Jest też instrumentalny „The Ghost Walks” z cudownym solem Mitchella, których oczywiście jest w tym zestawie całkiem sporo oraz kolejny finał, czyli wspaniale rozwijający się „The Tinder Box”, w którym Damian dziękuje wszystkim tym, dzięki którym zespół może zaprezentować się na scenie. A jak już jesteśmy przy wokaliście – również w utworach nagranych przed jego dołączeniem do zespołu brzmi tak jakby śpiewał je od zawsze.

Najliczniejszą reprezentację ma tu trzeci album grupy, uznawany za ich największe dzieło, czyli "The Visitor", z którego w setliście znalazło się aż sześć pozycji. W kolejności są to „A Crack In The Ice”, „A State Of Grace”, “(Don’t Forget To) Breathe” i kompozycja tytułowa, która wybrzmiewa na koniec podstawowego setu. Podczas bisów otrzymujemy jeszcze instrumentalne „Serenity” oraz energiczne „Enemy Without”. Te dwie ostatnie kompozycje nie zawsze gościły w repertuarze poszczególnych koncertów. Pierwsza czasami pojawiała się w innej części występu a druga była grana wymiennie z grupowym klasykiem, czyli zamykającą debiutancki album epicką pieśnią „Solomon”. Na opisywanej płycie mamy zaprezentowane wszystkie kompozycje, jakie były grane podczas trasy (a także na ostatniej jej odsłonie w holenderskim Zoetemeer). Dzięki temu mamy aktualnie możliwość porównania jak ten klasyk nad klasyki Areny brzmi w interpretacji każdego z jej wokalistów. Dla mnie osobiście niesamowity głos Damiana Wilsona i jego naznaczony odrobinę aktorską manierą sposób śpiewania sprawdza się tu idealnie, a sam utwór nadal przyprawia o ciarki podczas obcowania z nim na żywo. Inna sprawa, to fakt, że zespół odczuwa już pewnego rodzaju znużenie odgrywaniem go przez ponad ćwierć wieku, stąd też czasami jest on pomijany. Jednak jeśli już decydują się go zaprezentować, to robią to w pełni profesjonalnie i w porywającym stylu.

Program wydawnictwa uzupełniają pojedyncze kompozycje będące reprezentantami pozostałych albumów. I tak, z „Pepper’s Ghost” (2005) otrzymujemy nagranie „Bedlam Fayre”, z „The Unquiet Sky” (2015) – przepiękną balladę „How Did It Come To This?”, z „Immortal?” (2000) – podniosły „The Butterfly Man”, z „Double Vision” (2018) – pędzący „Paradise Of Thieves”, a z „Contagion” (2002) wybrzmiewa “Salamander”. Pozostał jeszcze jeden żelazny punkt większości występów Brytyjczyków, czyli energiczna wersja „Crying For Help VII” z albumu „Pride” (1996). Daje ona zawsze okazję do zabawy, podczas której odbywa się swoisty pojedynek wokalista – publiczność (tu przed rozpoczęciem właściwej części). Jest też obowiązkowe wspólne śpiewanie refrenu. Wszystko się zgadza, choć na pewno podejście Wilsona do tej zabawy jest nieco bardziej zachowawcze niż Paula Manzi. Ale to jedyne delikatne zastrzeżenie (choć do końca nim nie jest, w końcu nie każdemu pasowała ekspresja Paula) wobec obecnego frontmana. Wydaje się on stworzony do tej roli i nic dziwnego, że już wcześniej były czynione podchody, by zajął on stanowisko za mikrofonem Areny. W końcu się to udało, z dużą korzyścią dla zespołu.

Grupa założona przez współtwórcę Marillion i klawiszowca Pendragon świętuje swoje (już) 28-lecie. Mick Pointer i Clive Nolan już ponad ćwierć wieku dzielą studio i scenę z wyśmienitym gitarzystą, jakim jest John Mitchell (objął to stanowisko po rezygnacji nieżyjącego już Keitha More’a). Basistów było wielu i każdy z nich trzymał niezwykle wysoki poziom. Nie inaczej jest z Kylanem Amosem, który odpowiada za niskie tony od 2015 roku. Przy okazji jest niezwykle utalentowanym fotografem i grafikiem (on odpowiada za oprawę wizualną wydawnictwa) oraz bardzo pozytywnym człowiekiem, o czym zapewnia w jednej zapowiedzi wokalista. A jak już przy nim jesteśmy, to trzeba przyznać, że Damian Wilson jest nie tylko piątą osobą na tym stanowisku, ale także spisuje się na nim na więcej niż szkolną piątkę, wprowadzając zespół na jeszcze wyższy poziom. Trzeba mieć tylko nadzieję, że zostanie on w nim dłużej niż poprzednicy, bo ta konfiguracja sprawdza się rewelacyjnie zarówno w studiu, jak i na scenie.

„Lifian Tour MMXXII” to bardzo ciekawy zestaw, na który składa się aż 19 kompozycji, prezentujący dokonania Areny z pierwszych 25 lat kariery. Oczywiście znajdą się tacy, którzy będą kręcić nosem na wybór utworów, jakie muzycy zdecydowali się zaprezentować na żywo, ale bądźmy szczerzy – nie da się zadowolić wszystkich podczas trwającego 115 minut setu. Ważnym wyróżnikiem opisywanego wydawnictwa jest jego brzmienie. Zmiksowany przez Johna Mitchella materiał pochodzi z różnych występów, a mimo to całość prezentuje się niesamowicie spójnie i niezwykle dynamicznie. Zaryzykuję stwierdzenie, że to jedna z najlepiej prezentujących się pod względem dźwięku płyt koncertowych Areny. Dla fanów grupy i ogólnie miłośników rocka neoprogresywnego ta wydana w digipacku przez wytwórnię Verglas pozycja godna jest polecenia, co niniejszym czynię.

MLWZ album na 15-lecie Steve Hackett na dwóch koncertach w Polsce w maju 2025 Antimatter powraca do Polski z nowym albumem Steven Wilson na dwóch koncertach w Polsce w czerwcu 2025 roku Tangerine Dream w Polsce: dodatkowy koncert w Szczecinie The Watch plays Genesis na koncertach w Polsce już... za rok